15 października, dwa dni po wyborach, od Sejmu przyjadą posłowie starej kadencji. Dokończą posiedzenie rozpoczęte 11 września, a w gmachu przy Wiejskiej spędzą dwa dni. Oznacza to, że statystyki dotyczące obecnej kadencji zmienią tylko w niewielkim stopniu.
A są bardzo wymowne. Zdaniem posłów PiS świadczą o nadzwyczajnej wręcz efektywności Sejmu w uchwalaniu ustaw. Inne wnioski wyciąga opozycja. – Dane potwierdzają to, co przeczuwałem od dawna. Parlamentaryzm już tylko ledwo dycha, a po ewentualnej zmianie władzy jednym z kluczowych zadań powinna być jego odbudowa – mówi Marek Borowski, były marszałek Sejmu i senator niezrzeszony.
Rzadkie posiedzenia
Statystyki, o których mowa, publikuje w internecie Kancelaria Sejmu. Obecnie oddają stan na 30 września. Porównując je z danymi z poprzednich kadencji, od razu można dostrzec znaczny spadek liczby posiedzeń Sejmu. W tej kadencji było ich 86, tymczasem za drugiej kadencji rządów PO posłowie zebrali się 102 razy, a za pierwszej – 100. Spadła też liczba dni obrad Sejmu. W tej kadencji było ich 233, a w poprzednich – 287 i 294. Zmniejszyła się liczba posiedzeń komisji, które przedstawiły mniej opinii. Jednak największy regres widać w liczbie posiedzeń podkomisji. W tej kadencji było ich zaledwie 932, a w poprzednich – 2224 i 2791.
Czym są podkomisje? – To w nich zawsze tworzone były projekty ustaw. W podkomisjach pracowali posłowie różnych opcji, a na posiedzenia przychodziła strona społeczna – wyjaśnia poseł PO Robert Kropiwnicki. Jego zdaniem statystyki świadczą o gorszej jakości stanowionego prawa. A to dlatego, że Sejm, pracując rzadziej i krócej, uchwalił podobną liczbę ustaw. W tej kadencji było ich 905, a w poprzednich – 752 i 952.
Legislatorzy bez głosu
– Projekty zamiast w Sejmie pisane są w siedzibie PiS, ministerstwach i kancelariach prawnych. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby były przepuszczane przez sejmowych legislatorów, czyszczone w zakresie nomenklatury i zgodności z innymi ustawami. Z powodu fikcyjnych prac w komisjach nie ma to miejsca, a powodem jest ogromna niespójność stanowionego prawa – przestrzega Kropiwnicki.