Żeby ograniczyć koszty wynagrodzeń pożerające blisko połowę dochodów NBP, w 2014 roku jego ówczesny prezes Marek Belka wprowadził program optymalizacji zatrudnienia. Aż do 2017 roku zmniejszano zatrudnienie w banku centralnym. Okazuje się jednak, że pod rządami Adama Glapińskiego – mimo niezmienionej od 2010 roku siatki płac – koszty wynagrodzeń pracowników mocno podskoczyły. Takie wnioski płyną z analiz sprawozdań finansowych NBP, którym przyjrzała się „Rzeczpospolita". Skąd nagłe wzrosty wynagrodzeń? Najprawdopodobniej z dodatków uznaniowych, które są poza siatką płac.
37 tys. zł to średnia
W środę na konferencji prasowej Ewa Raczko z NBP przekonywała, że Martyna Wojciechowska, była radna PiS, a dziś dyrektor departamentu komunikacji społecznej i promocji w NBP, nie zarabia miesięcznie wraz z dodatkami 65 tys. zł – jak twierdzi „Gazeta Wyborcza" (portal OKO.press podał, że więcej, bo dostaje jeszcze 11 tys. zł za zasiadanie w radzie Bankowego Funduszu Gwarancyjnego).
Raczko nie powiedziała jednak, ile wynosi pensja Wojciechowskiej. Opinia publiczna dowiedziała się, że 63 tys. zł zarabia prezes Glapiński, a przeciętne wynagrodzenie brutto dyrektora w NBP w ubiegłym roku to 37 tys. zł. Raczko przyznała jednak, że zgodnie z uchwałą zarządu na pensje składają się „różne elementy" – płaca zasadnicza, premie uznaniowe, nagroda dyrektora, prezesa.
Co jest w sprawozdaniach
Marek Belka (prezes NBP od 2010 do 2016 r.) w 2014 roku wdrożył „Program optymalizacji zatrudnienia w NBP" – od lat bowiem rosły gigantyczne koszty wynagrodzeń w banku, a NBP albo nie miał zysków, albo miał straty. W 2012 roku koszty wynagrodzeń w banku wyniosły ponad 457 mln zł, w 2013 – 477 mln zł, w 2014 – 483 mln zł. Dzięki programowi (odejścia na emeryturę i zwolnienia) w 2015 roku koszty wynagrodzeń znacząco spadły – do 370 mln zł (średni poziom zatrudnienia wyniósł wtedy 3387 etatów).
– Chodziło o ograniczenie zatrudnienia i kosztów płacowych – mówi „Rzeczpospolitej" prof. Marek Belka. – Sposób może skromny, ale o kilkadziesiąt osób rocznie ograniczaliśmy zatrudnienie, a co za tym idzie, spadały koszty osobowe – zaznacza.