Część środowisk liberalnych i lewicowych przez ostatnie miesiące kreowała byłego prezydenta Słupska na polskiego Macrona. Do pewnego momentu były to zapowiedzi na wyrost. Ostatnio jednak coś się zmieniło. Biedroń bowiem rozpoczął objazd kraju, podczas którego rozmawiał z tysiącami osób. Dało mu to kilka wyraźnych przewag.

Po pierwsze – jak zauważył Tomasz Sawczuk z „Kultury Liberalnej” – dotąd monopol na powoływanie się na wolę ludu miało PiS. Jeżdżąc po Polsce i rozmawiając z obywatelami o ich sprawach, Biedroń będzie miał mandat do tego, by powiedzieć, że jego program napisali Polacy. Po drugie zaś, rozmawiając z ludźmi, ale nie będąc częścią żadnego ze zwaśnionych plemion, Biedroń zaczynał rozumieć, co wkurza zwykłych Polaków. I włączał do politycznej agendy tematy, które oburzają Polskę, ale są niewygodne dla partii, które dotąd rządziły – np. upartyjnienie spółek Skarbu Państwa czy TVP. Mógł więc wyrosnąć – po trzecie – na rzecznika tych Polaków, którzy mają wrażenie, że państwo PO odebrało im podmiotowość, ale nie potrafią się odnaleźć w państwie PiS. A równocześnie kreować się na kogoś, kto wcale nie jest przedstawicielem elit, ale jest blisko ludzi.

To pozwoliłoby Biedroniowi zmobilizować tych, którzy nie głosują, co dla PiS stanowiłoby duże niebezpieczeństwo. Z kolei antypisowska opozycja widzi w nim konkurenta albo wręcz wroga. Dla totalnej opozycji każdy, kto nie mówi o faszyzmie, lecz potrafi docenić PiS za niektóre reformy i skrytykować Polskę sprzed 2015 r., jest gorszy niż sam PiS.

Dlatego wszyscy przeciwnicy Biedronia bardzo musieli się ucieszyć, gdy on sam dał im do ręki argument, że to wszystko było tylko maską. Wrzucenie do internetu zdjęcia z wycieczki do Nikaragui akurat chwilę przed tym, jak Polacy szykowali się do Wigilii, przy niezmiernie dobrej woli można by uznać za nieudaną próbę ocieplenia wizerunku. Ale w podziale plemiennym urosło to do rangi katastrofalnego błędu. Sympatycy zarówno obozu PiS, jak i anty-PiS wytknęli Biedroniowi hipokryzję: mówił o elitach żyjących w bańkach, a sam pojechał na egzotyczną wycieczkę, w dodatku do kraju, który z demokracją i prawami obywatelskimi jest raczej na bakier.

Bez wątpienia Biedroń, chwaląc się zdjęciami z bożonarodzeniowego wypadu, popełnił wizerunkowy błąd. Ale krytyka, z jaką się to spotkało, powinna dać mu satysfakcję. Bo pokazuje, jak bardzo serio jest dziś traktowany.