Praca według Orbana, protesty na Węgrzech

Od lat nie było tak gwałtownych protestów, ale rząd Fideszu nie jest zagrożony.

Aktualizacja: 17.12.2018 07:41 Publikacja: 16.12.2018 16:42

Budapeszt: kilka tysięcy Węgrów wyraziło na ulicach sprzeciw wobec działań rządu

Budapeszt: kilka tysięcy Węgrów wyraziło na ulicach sprzeciw wobec działań rządu

Foto: AFP

W niedzielę wieczorem w centrum Budapesztu znowu zbierali się przeciwnicy rządu. Wrócili po sobotniej przerwie.

„Idź do diabła, Orbán”, „Mamy dość”, „Dyktator” – takie okrzyki wznosiło od późnego wieczora do piątku w stolicy około 3 tys. demonstrantów protestujących przeciwko „niewolniczej ustawie”, jak nazwano nowelizację prawa pracy.

Uchwalona w środę zwiększa z 250 do 400, nieobowiązkowych w założeniu, liczbę godzin nadliczbowych, przy czym ich rozliczenie możliwe będzie w okresie trzech lat. Przyjęciu tej ustawy towarzyszył w parlamencie chaos i protesty. Podobnie było z ustawą dotyczącą reformy sądownictwa administracyjnego. Polega na tym, że każdy sędzia administracyjny jest mianowany przez ministra sprawiedliwości i całkowicie od niego zależny. Opozycja zablokowała przewodniczącemu parlamentu dostęp do jego stałego miejsca, więc prowadził obrady z ław poselskich, co z kolei prowadzi do zarzutów opozycji o nielegalności uchwalonych ustaw przez większość, jaką ma Fidesz. Pierwsze protesty miały miejsce jeszcze przed uchwaleniem nowelizacji prawa pracy. W nocy ze środy na czwartek rozpoczęły się gwałtowne demonstracje.

Znowu o Sorosu

– Uczestniczyli w nich agresywni polityczni aktywiści oraz wiele osób znajdujących się na liście płac George’a Sorosa – wyjaśniło w odpowiedzi na pytania „Rzeczpospolitej” rządowe Biuro Międzynarodowej Komunikacji, dodając, że w czasie demonstracji prezentowano „otwartą nienawiść do chrześcijaństwa”.

W czwartek i piątek doszło w Budapeszcie do starcia z policją, był gaz łzawiący i regularne walki, dziesiątki aresztowanych demonstrantów i rannych policjantów.

– Tak agresywnych napaści na policjantów w ostatnich latach nie było – oświadczył szef MSW Sandor Pinter.

Zdaniem rządu nowelizacja prawa pracy jest koniecznością ekonomiczną, bo brak rąk do pracy zagraża dalszej ekspansji węgierskiej gospodarki. Zwłaszcza nowym inwestycjom w przemyśle motoryzacyjnym, w którym powstaje już ponad 10 proc. PKB. Na Węgrzech zamierza wybudować fabrykę BMW, dołączając do Opla, Audi, Mercedesa-Benza i Suzuki. Stopa bezrobocia wynosi 3,8 proc (2,2 proc. w regionie Budapesztu) i na rynku pracy brak już rezerw. Nieliczny imigranci ekonomiczni z Rumunii czy Ukrainy nie rozwiązują problemu.

Rząd zapewnia, że ustawa daje możliwość większych zarobków i podkreśla, że nie ma obowiązku pracy w godzinach nadliczbowych. Powstaje jednak presja, której sprzeciwiają się związki zawodowe.

– Nic nie wskazuje na to, aby protesty miały nabrać charakteru masowego – tłumaczy „Rzeczpospolitej” Zoltan Kottasc z prorządowego dziennika „Magyar Nemzet”. Przypomina, że Fidesz i Orbán mają – dzięki zdecydowanemu sprzeciwowi wobec nielegalnych imigrantów – poparcie wielu obywateli Węgier. Według rządowej propagandy uchodźcami pragnie zalać Węgry George Soros, amerykański miliarder, pochodzący z rodziny węgierskich Żydów.

Uzależnienie od niemieckich aut

– Ekonomiczny sens nowych regulacji jest mocno wątpliwy. Może być tak, że mimo dotychczasowej małej mobilności węgierskich pracowników zdecydują się jednak w nowych warunkach na szukanie pracy za granicą – mówi „Rzeczpospolitej” Peter Kreko z Political Capital, niezależnego think tanku często krytycznego wobec rządu. Jego zdaniem rząd Viktora Orbána czyni wszystko, aby poprawić relacje z Niemcami. Nie jest w stanie uczynić tego na płaszczyźnie dyplomatycznej, więc czyni to w sferze ekonomicznej.

– Rosnąca zależność węgierskiej gospodarki od niemieckiego przemysłu motoryzacyjnego jest najgorszym pomysłem z możliwych – twierdzi prof. Magdolna Csath, znana ekonomistka. Tym bardziej że niemieckie giganty wiążą ze sobą sieć węgierskich dostawców, gdzie liczy się produkcja, a nie innowacyjność.

Wydaje się, że obecna fala protestów nie zagraża stabilności rządu Fideszu. Podobnie jak międzynarodowa krytyka działań Viktora Orbána w sprawie koncentracji mediów czy rozpoczęte we wrześniu tego roku przez UE postępowanie w sprawie art. 7.

– W obliczu zbliżających się wyborów do Parlamentu Europejskiego nie ma już zagrożeń co do dalszej obecności Fideszu w Grupie Europejskiej Partii Ludowej. To wielce symptomatyczny sukces Orbána – podkreśla Zoltan Kottasc.

W niedzielę wieczorem w centrum Budapesztu znowu zbierali się przeciwnicy rządu. Wrócili po sobotniej przerwie.

„Idź do diabła, Orbán”, „Mamy dość”, „Dyktator” – takie okrzyki wznosiło od późnego wieczora do piątku w stolicy około 3 tys. demonstrantów protestujących przeciwko „niewolniczej ustawie”, jak nazwano nowelizację prawa pracy.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Polityka
Wielka Brytania skręca w lewo. Czarne chmury nad konserwatystami
Polityka
Morderstwa, pobicia, otrucia, zastraszanie. Rosja atakuje swoich wrogów za granicą
Polityka
Boris Johnson chciał zagłosować w wyborach. Nie mógł przez wprowadzoną przez siebie zmianę
Polityka
Tajna kolacja Scholza i Macrona. Przywódcy Francji i Niemiec przygotowują się na wizytę Xi
Polityka
Bloomberg: Turcja wstrzymała wymianę handlową z Izraelem
Materiał Promocyjny
Dzięki akcesji PKB Polski się podwoił