Niemal każdego dnia postęp w medycynie daje nadzieję kolejnym nieuleczalnie chorym. Pojawiają się nowe terapie, niekonwencjonalne metody leczenia czy choćby spowolnienia rozwoju choroby. I trudno się dziwić, że szukając ratunku, chorzy są w stanie wydać na nie ostatnie pieniądze. Dziwić za to może, że fiskus – by ograniczyć prawo do ich odliczenia w uldze rehabilitacyjnej – nie zawaha się nawet wejść w buty lekarzy. Tymczasem urzędnik nie może decydować, co jest lekiem. Przypomniał o tym niedawno Wojewódzki Sąd Administracyjny w Kielcach.
Walka z czasem
Sprawa dotyczyła podatnika walczącego z ciężką nieuleczalną chorobą. We wniosku o interpretację wyjaśnił, że jest chory na SLA, postać stwardnienia roz-sianego bocznego o dużej aktywności choroby. Jest leczony komórkami macierzystymi. Dotychczas otrzymał dziewięć ich podań i zapłacił za kolejne. W sumie wydał już prawie 160 tys. zł.
Czytaj także: Po wyroku TK w sprawie aborcji: ulga na rehabilitację powinna być rozszerzona
Mężczyzna podkreślił, że medycyna nie zna leku konwencjonalnego na jego przypadłość. Jedynym dostępnym sposobem leczenia jest terapia indywidualna komórkami macierzystymi. Uważał, że ma prawo wydatki na terapię rozliczyć w tzw. uldze rehabilitacyjnej. Tłumaczył, że jako emeryt uzyskuje dochody opo-datkowane według skali podatkowej. Posiada orzeczenie zaliczające go do znacznego stopnia niepełnosprawności oraz orzeczenie lekarza orzecznika ZUS. A wydatki zostały udokumentowane fakturą.
Mężczyzna zaznaczył, że dwuletnia terapia spowalnia rozwój choroby. Aktualnie sam porusza się na wózku inwalidzkim, a przed terapią poruszał się tylko przy pomocy osób trzecich. Poprawiła mu się też zdolność komunikowania się z rodziną. Zmalała w znacznym stopniu potrzeba korzystania z respiratora. Prze-rwanie terapii miałoby destrukcyjny wpływ na stan jego zdrowia.