Dziś wartością spadku i wysokością podatku od niego nie muszą się martwić co do zasady jedynie osoby dziedziczące po najbliżej rodzinie. Dla zerowej grupy podatkowej po spełnieniu pewnych warunków przewidziano pełne zwolnienie z opodatkowania.
Dla spadkobierców z dalszej rodziny, a także tych, którzy nie spełnili warunków skorzystania ze zwolnienia dla najbliższej rodziny, liczy się każda złotówka mniej do opodatkowania. Żeby jednak np. wydatki związane z opieką w ostatnich dniach życia spadkodawcy pomniejszyły wartość schedy do opodatkowania, nie wystarczy gołosłowne oświadczenie. Przekonała się o tym podatniczka, której sprawą zajął się w piątek Naczelny Sąd Administracyjny.
Duża scheda
Kobieta w 2012 r. na podstawie testamentu odziedziczyła spadek. Zmarły nie należał do jej najbliższej ani nawet dalszej rodziny, bo zeznanie podatkowe złożyła według III grupy podatkowej, do której należą inne osoby. Tu danina jest najwyższa, a spadek był niebagatelny, bo był wart ponad 2,8 mln zł. Po odliczeniu niewielkiej kwoty wolnej od podatku (4902 zł) dla III grupy do zapłaty wyszło grubo ponad pół miliona złotych. Zaczęła się walka o zbicie tego, co należy się fiskusowi. Gdy fiskus wyliczył daninę, podatniczka zarzuciła, że wartość spadku została zawyżona. Skorygowała swoją pierwotną deklarację o długi, ciężary i nakłady, wśród których wykazała dwa wykonane zapisy po 100 tys. zł oraz ponad 85 tys. zł wydatków związanych ze zmarłym.
Fiskus pieniądze wydane na zapisy, pogrzeb i pomnik na cmentarzu odjął od spadku, ale o pomniejszeniu go o wydatki na łóżko i materac, na pielęgniarki i hospicjum oraz bieżącą opiekę nad zmarłym z trzech lat oraz podatek od nieruchomości nie chciał słyszeć. Co prawda zgodził się, że do długów i ciężarów spadku zalicza się koszty leczenia i opieki w czasie ostatniej choroby spadkodawcy, ale tylko gdy nie zostały pokryte za jego życia i z jego majątku. Z ustaleń fiskusa wynikało zaś, że w okresie od 15 stycznia 2008 r. do śmierci w 2012 r. spadkodawca dysponował prawie 2,5 mln zł w gotówce. Zaświadczenia bankowe wskazywały, że w tym czasie z konta ubyło 300 tys. zł. Taka kwota w ocenie urzędników była wystarczająca na pokrycie wszelkich potrzeb związanych z utrzymaniem jednej chorej osoby.
Kobieta nie zgadzała się z taką oceną sytuacji. Tłumaczyła, że stan zdrowia zmarłego nie pozwalał mu na samodzielne zajmowanie się swoimi finansami. Ona nie mogła nimi zarządzać, bo nie miała pełnomocnictwa do konta.