Dowcipy, internetowe memy, przytyki i chichot konkurentów – Samsung nie ma teraz najłatwiejszego życia. Gigantyczne problemy firmy z zapalającymi się flagowymi smartfonami Note 7, nieudana akcja wymiany i wreszcie zawieszanie produkcji musiały się stać przedmiotem żartów. Oto jeden z rysunków z poważnej gazety codziennej: dziennikarz relacjonuje start samolotu. „Polska delegacja leci do Korei Płd. negocjować uzbrojenie polsko-ukraińskiego śmigłowca w wybuchające samsungi Galaxy Note 7"– mówi do kamery. Pracownicy Samsunga pewnie się popłakali ze śmiechu.
Według samej firmy akcja wycofania z rynku 2,5 mln przypuszczalnie wadliwych smartfonów – chodzi o wymianę na inny model lub zwrot pieniędzy oraz rekompensatę – będzie kosztowała 5,3 mld dolarów. Zaboli, ale Samsung jest duży i bogaty. Tyle że stracił coś więcej niż pieniądze.
Falstart
Koreańczykom zależało na jak najszybszym wprowadzeniu Note 7 do sprzedaży. Jak najszybszym – czyli przed premierą nowych iPhone'ów firmy Apple. Gdy tylko przecieki od podwykonawców potwierdziły, że Apple kolejny raz nie pokaże niczego ciekawego, szefowie Samsunga postanowili wykorzystać okazję. Przygotowany przez Koreańczyków Note 7 bije produkty konkurencji na głowę we wszystkich dziedzinach – od wzornictwa po techniczne fajerwerki. I jak się okazało, ma tylko jedną wadę. Z nieznanych do dziś przyczyn sam się zapala. Przyczyną najprawdopodobniej są wadliwe akumulatory, ale inżynierom dotąd nie udało się powtórzyć procesu prowadzącego do pożaru w laboratoriach. Efekt – zamieszanie z akcją wymiany, bo oferowane klientom „sprawne" egzemplarze również się przegrzewały. Linie lotnicze zakazały wstępu na pokład z włączonym smartfonem i pakowania go do głównego bagażu.
Misterny plan zdystansowania chińskich konkurentów i pobicia Apple na jego terytorium, w USA, spalił na panewce. Mimo wysokiej lojalności wobec marki część kupujących wybierze iPhone'a 7. – iPhone'y też się zapalają, było kilka przypadków poparzeń, a jednak oni nie odważyli się na taką akcję jak my. To tylko nam się teraz dostaje – mówi mi z rozgoryczeniem jeden z pracowników Samsunga.
A konkurenci z Azji jeszcze bardziej zbliżą się do rynkowego lidera. Choć LG, HTC czy Sony nie mają w tej chwili smartfona porównywalnego z wycofywanym Note 7, alternatywa jest. I to mocna. Za kilkanaście dni chiński Huawei pokaże zapewne nowy biznesowy model serii Mate, a w USA do walki na rynku smartfonów wszedł gigant Google ze swoimi (produkowanymi przez HTC) urządzeniami rodziny Pixel.