Gdy przyleciałem do Szkocji, było pochmurno i lało. Właściwie nie do końca lało – drobne kropelki ciepłego deszczu niemal wisiały w powietrzu w bezruchu. – Są ciepłe, więc mamy lato – pocieszył mnie kierowca, który wiózł mnie z Aberdeen do Inverness – stolicy szkockiego Pogórza (Highland), a przy okazji stolicy producentów whisky. Droga wyglądała jak ta na Ostrołękę – lasy, pola, lasy, na przemian. Owce i krowy – na przemian. Tylko ta brązowa, pochmurna, depresyjna przestrzeń po horyzont. – Pamiętam, cztery lata temu mieliśmy piękne, słoneczne lato. Tak, dokładnie pamiętam, to był wtorek – dalej rozbawiał mnie kierowca dowcipem, którego montypythonowską zawiłość nie od razu zrozumiałem.
W Szkocji jest ponad setka gorzelni whisky słodowych. Z grubsza, bowiem niektóre są czasami zamykane, a potem nagle uruchamia się je ponownie. Gorzelnie dość często zmieniają właścicieli, ale niemal nigdy charakteru wytwarzanej whisky słodowej. Najświętszą rzeczą bowiem w tej branży są alembiki – kształt i rozmiar tych naczyń, oraz woda czerpana z najczystszych źródeł, często od wieków tych samych. Wody w Szkocji nie brakuje nigdy, bo pada lub sypie śniegiem tu niemal przez cały rok, ale źródła dla konkretnych wytwórni są mocniej chronione niż bazy NATO. Kształt i wielkość alembików nie są tajemnicą, ale każda wytwórnia szczyci się tym, że ma własne, inne od sąsiada. Im są starsze, tym lepiej.
Gorzelnia The Dalmore znajduje się w Alness nad Cromarty Firth. „Firth" to po angielsku zatoka, ale miejscowi uwielbiają tłumaczyć to słowo jako „fiord", choć faktycznie wygląda to jak zatoka z morską wodą, z charakterystycznymi odpływami i przypływami.
The Dalmore założył w 1839 roku szkocki biznesmen Colin Matheson, przekształcając lokalny młyn w gorzelnię właśnie. Po trzydziestu niemal latach sprzedał ją przedstawicielom lokalnego klanu Mackenzie i wtedy jej historia „wydłużyła się" o sześćset lat. Klan Mackenzie został nobilitowany w roku 1263, kiedy w czasie polowania jeden z jego członków uratował życie królowi Szkocji Aleksandrowi III przed szarżującym jeleniem. Mackenzie dostali za odwagę ziemię oraz herb w postaci jeleniego poroża z dwunastoma odrostami. Taki właśnie herb znajduje się na każdej butelce whisky Dalmore.
Największą gwiazdą The Dalmore jest Richard Paterson. Już dwadzieścia lat temu Whyte & Mackay postanowił ubezpieczyć nos Patersona w firmie Lloyds na 1,6 miliona funtów. Czy to dużo? I tak, i nie. Ale koncern wyszedł z założenia, że to jednak minimum, które trzeba wyłożyć, bo drugiego takiego nie ma na świecie. Choć Richard „Nos" Paterson (przydomek „The Nose" zyskał już dawno wśród wielbicieli) na co dzień pracuje w należącej do koncernu The Dalmore, to miesza także we wszystkich whisky koncernu, od słynnych Jura i Fettercairn po Invergordon i całą gamę whisky mieszanych, potrafi także wskrzesić trunki z niebytu, np. dokładnie takie, jakie sprzedawano ponad sto lat temu.