Co Giedroyc zawdzięcza Putinowi

Czy trzeba było aż Putina, żebyśmy sięgnęli na nowo do prawd Giedroycia, w tym tej, że wszelkie teorie o trwałym pokoju i bezpieczeństwie bądź „stabilizacji" traktować trzeba jako wyraz nieodpowiedzialności?

Aktualizacja: 11.09.2015 18:31 Publikacja: 11.09.2015 01:54

Jerzy Giedroyc – patron Nagrody „Rzeczpospolitej” – wyróżnienia przyznawanego od 2001 roku za zasług

Jerzy Giedroyc – patron Nagrody „Rzeczpospolitej” – wyróżnienia przyznawanego od 2001 roku za zasługi na rzecz polskiej racji stanu

Foto: EAST NEWS/Wojtek Łaski

Kiedy 15 lat temu, 14 września 2000 r., w Maisons-Laffitte pod Paryżem zmarł Jerzy Giedroyc, widziano w nim przede wszystkim twórcę i Redaktora „Kultury", czyli wydawcę pisma i książek wpływających na sposób myślenia oraz postawy. Składano hołd osobie, za sprawą której zapobiegliwości i determinacji w obiegu znalazły się pomysły przyczyniające się do erozji realnego socjalizmu.

„Kultura", której pierwszy numer wyszedł w czerwcu 1947 r., była jedynym spośród wielu wydawanych na emigracji pism, które od początku docierało do kraju bez względu na zakazy, cenzurę i konfiskaty. Za sprawą pasji, odwagi i kompetencji politycznych Giedroycia jego miesięcznik potrafił wchodzić w kontakt z rzeczywistością, to znaczy w sposób dający szansę powodzenia formułować przesłanie uwzględniające wymogi współczesności i dostosowywać się do okoliczności politycznych bez rezygnacji z przekonań.

Co miesiąc rewolta

Sprzyjało to nadwyrężaniu „jedynie słusznej" ideologii i schematów, za pomocą których komunistyczna władza objaśniała Polskę i świat. Przydawało się w próbach przełamywania utrwalonych nawyków myślowych, których stosowanie nie pomagało w uprawianiu polityki zasługującej na miano skutecznej. Giedroyc należał do redaktorów, którzy nie bali się iść ryzykownym kursem nakłaniania swoich czytelników do reorientowania poglądów czy nawet prowokowania ich do zmian myślenia. Robił tak zawsze, gdy uważał to za niezbędne dla sprawy, której się poświęcił.

Czas po przełomie 1989 r. zdawał się potwierdzać rangę większości projektów „Kultury", a zarazem jej dalekosiężny wymiar. Zdawało się, że program pisma zyskuje ciąg dalszy w postaci polityki zagranicznej niepodległej Polski. Idea pojednania z Niemcami oraz akceptowane, gdyż od lat traktowane jako coś naturalnego i przewidywanego zjednoczenie obu państw niemieckich, a także budowa partnerskich stosunków z krajami, które powstały po rozpadzie Związku Sowieckiego, były spełnieniem programu „Kultury".

Wtórowało temu przekonanie, również od dawna wyrażane przez „Kulturę", że Europa skazana jest na integrację. Miarą wartości i powodzenia tego wyzwania miała być nie tylko pomyślność gospodarcza, ale i trwała zmiana stosunków międzypaństwowych. W procesie tym nie mogło zabraknąć Polski i innych krajów uzależnionych od Moskwy po II wojnie światowej.

Jeszcze za życia Redaktora przyjęło się uważać, że był on poprzez program „Kultury", która pisała o tym wielokrotnie, autorem najdłużej i najkonsekwentniej propagowanej po II wojnie wizji Polski demokratycznej, wolnej od ksenofobii i nacjonalizmu, otwartej na świat.

Nie było to w żadnym razie oczywiste przed rokiem 1989 r. Program wschodni „Kultury", wynikający z założenia, że Związek Sowiecki rozpadnie się w rezultacie niepodległościowych aspiracji zamieszkujących go narodów, nawet dla niektórych osób z bliskiego otoczenia Giedroycia był przejawem polityki mgławicowej, dowodem brania marzeń za rzeczywistość. Zdaniem innych ocierał się o brak powagi (Moskwa była wówczas jednym z dwóch supermocarstw, a „Kultura" ukazywała się w kilku tysiącach egzemplarzy) i stanowił marnotrawienie energii. Na dodatek wymierzone w sowiecki imperializm postulaty pojednania z Ukraińcami i Niemcami spotykały się ze strony władz PRL z oskarżeniami o zdradę narodowych i państwowych interesów.

Aplauz dla „Kultury" po upadku komunizmu nie był równoznaczny z poczuciem spełnienia i satysfakcji. Giedroyc, zawsze skłonny doszukiwania się mankamentów w rzeczywistości, w obrębie której funkcjonował, przypatrywał się wewnętrznym i zewnętrznym osiągnięciom III Rzeczypospolitej ze sceptycyzmem graniczącym z krytycyzmem. Denerwowała go marna jakość „klasy politycznej", a przede wszystkim polityka zagraniczna, która w niedostatecznym, jak uważał, stopniu skupiona była na kwestii stosunków z Ukrainą, Litwą i Białorusią – państw, które wedle Redaktora, powinny być bliskimi partnerami Polski, stanowiąc jej naturalne środowisko geopolityczne. Słabości tych w żadnym stopniu nie rekompensowały ani bezwzględne sukcesy, jakie odnosiła Polska, ani dowody uznania, z którymi się spotykał. Traktował je jako grę pozorów, wyraz uznania dla czegoś, co pozostawało poza praktyką polityki państwa.

Karabela okryta kurzem

W miarę upływu czasu mijającego od śmierci Redaktora na „Kulturę", która przestała się wówczas ukazywać, przyjęło się patrzeć jako na zjawisko należące do historii myślenia politycznego sięgającego korzeniami II Rzeczypospolitej. Ważkie, ale cokolwiek już spłowiałe, pozostające w gestii zainteresowania historyków idei, polityki i literatury, lecz niebędące sumą doświadczeń i przemyśleń, o których trzeba by pamiętać przy uprawianiu bieżącej polityki.

Nałożyła się na to korekta priorytetów polskiej polityki wschodniej. W okolicach 70. rocznicy wybuchu II wojny światowej liderzy polityczni zdawali się widzieć szanse powodzenia w odchodzeniu od programu „jagiellońskiego", to jest kontaktów z Ukrainą, na rzecz budowania dobrych stosunków z Rosją. Przy zadowalających relacjach z Niemcami miało to zapewnić Polsce pomyślność poza gwarancjami wynikającymi z uczestnictwa w NATO.

Oba te punkty widzenia przyszło zakwestionować za sprawą rosyjskiej polityki wobec Ukrainy, w tym inspirowania separatyzmu na jej wschodzie i inkorporacji Krymu. Oznaczało to koniec nadziei na trwałe bezpieczeństwo i stabilizację w Europie Środkowo-Wschodniej. Wypadki te potwierdziły tezę kolportowaną po wielokroć przez „Kulturę", jeszcze w czasach komunistycznych, a mianowicie, że bezpieczeństwo Polski zależy od powodzenia jej polityki wschodniej, którego to sukcesu nie da się osiągnąć bez pozbawionej ostrza antyrosyjskiego współpracy z Kijowem, Mińskiem i Wilnem.

Potwierdziły także coś, co uznać wypada za istotę rozumienia przez Giedroycia logiki sytuacji międzynarodowej i uzgodnionej z nią polityki zagranicznej. Ze swej natury była ona, jest i będzie w przyszłości, zmienna. Wobec tego wszelkie teorie o trwałym pokoju i bezpieczeństwie bądź „stabilizacji" traktować trzeba jako wyraz nieodpowiedzialności prowadzący do niebezpiecznych skutków.

Władimir Putin poprzez politykę, którą prowadzi od 2014 r., okazuje się sprawcą przywrócenia „Kulturze" i jej Redaktorowi ról zbyt pochopnie im odebranych, względnie zapomnianych. Nie musi to prowadzić do obsadzania Giedroycia w formule pomnikowego jasnowidza. Redaktor nie był obdarzony darem profetycznym, choć dysponował wyczuciem, zwłaszcza w sprawach rosyjskich. Miał natomiast umiejętność wnikliwej analizy sytuacji bieżącej. Tej właściwości zawdzięczała „Kultura" opinię pisma, które potrafiło mówić o przyszłości, co nie znaczy, że wszystkie przewidywania jej autorów, w tym najwybitniejszego, Juliusza Mieroszewskiego, okazały się trafne. Było tak jednak z tymi diagnozami i założeniami, które stworzyły ramy dla polskiego myślenia o geopolityce. Dobrze o tym pamiętać.

Autor jest historykiem, profesorem nauk humanistycznych. Specjalizuje się w dziejach polskiej emigracji po drugiej wojnie światowej

Kiedy 15 lat temu, 14 września 2000 r., w Maisons-Laffitte pod Paryżem zmarł Jerzy Giedroyc, widziano w nim przede wszystkim twórcę i Redaktora „Kultury", czyli wydawcę pisma i książek wpływających na sposób myślenia oraz postawy. Składano hołd osobie, za sprawą której zapobiegliwości i determinacji w obiegu znalazły się pomysły przyczyniające się do erozji realnego socjalizmu.

„Kultura", której pierwszy numer wyszedł w czerwcu 1947 r., była jedynym spośród wielu wydawanych na emigracji pism, które od początku docierało do kraju bez względu na zakazy, cenzurę i konfiskaty. Za sprawą pasji, odwagi i kompetencji politycznych Giedroycia jego miesięcznik potrafił wchodzić w kontakt z rzeczywistością, to znaczy w sposób dający szansę powodzenia formułować przesłanie uwzględniające wymogi współczesności i dostosowywać się do okoliczności politycznych bez rezygnacji z przekonań.

Pozostało 87% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Wielki Gościńcu Litewski – zjem cię!
Plus Minus
Aleksander Hall: Ja bym im tę wódkę w Magdalence darował
Plus Minus
Joanna Szczepkowska: Racja stanu dla PiS leży bardziej po stronie rozbicia UE niż po stronie jej jedności
Plus Minus
Przeciw wykastrowanym powieścidłom
Plus Minus
Pegeerowska norma
Materiał Promocyjny
Dzięki akcesji PKB Polski się podwoił