Nic dziwnego, że jeszcze w czasie wojny Arkady Fiedler upamiętnił ich dokonania w swojej najsłynniejszej książce. W 1969 r. nakręcono widowiskową „Bitwę o Anglię" i na tym się skończyło. W efekcie współcześni młodzi Brytyjczycy o dokonaniach Polaków często nawet nie słyszeli, a ich rówieśnicy znad Wisły znają jedynie kilka podstawowych faktów.
Teraz to się zmieni. Do kin trafiły – w bardzo krótkim odstępie czasu – dwa filmy opowiadające o słynnym dywizjonie. Czemu aż dwa? Dziś trudno stwierdzić, czy to przypadek czy też celowe działanie. Faktem jest, że na świecie często dochodzi do podobnych sytuacji. Kiedyś niemal równocześnie nakręcono „Wyatta Earpa" i „Tombstone", dwa westerny opowiadające o tej samej strzelaninie w Corralu O.K. Z kolei równo 20 lat temu animowana „Mrówka Z" rywalizowała z komputerowym „Dawno temu w trawie", zaś „Dzień zagłady" musiał zmierzyć się z „Armageddonem". Na szczęście widz na tym nie traci. Ma wybór i może zobaczyć dowolny film. Jeśli obejrzy oba, niewątpliwie dowie się o dywizjonie więcej, ale wyjdzie z kina nieco zmieszany, ponieważ są to dwie różne opowieści o lotnikach.
Brytyjska produkcja zatytułowana „303. Bitwa o Anglię" jest filmem telewizyjnym i zapewne z tego powodu niezbyt efektownym. Składa się z kiepsko wyreżyserowanych scen walk powietrznych przetykanych pokazami niesubordynacji polskich pilotów, niezbyt wiarygodnym romansem oraz żałobą po utraconych kamratach.
Postacią centralną został Jan Zumbach, człowiek o malowniczym życiorysie, zwłaszcza powojennym. Grający go gwiazdor serialu „Gra o tron" Iwan Rheon wypada jednak słabo. Winę być może ponosi dubbing, lecz odnoszę wrażenie, że scenarzyści nie za bardzo mieli pomysł na tę postać. Dlatego Zumbach snuje się głównie z kąta w kąt i sprawia wrażenie, jak gdyby walczył z depresją.
Siłą napędową filmu mogły być anegdoty. Faktycznie nie brakuje ich – Zumbach wykupuje się niemieckiemu oficerowi szwajcarskim zegarkiem, a chwilę później kradzionym samolotem przelatuje nad kanałem La Manche. Jeden z jego kumpli podczas badania wzroku doczytuje się napisu „Made in Britain" na tablicy z literami u okulisty. Dowiadujemy się też, w jaki sposób do dywizjonu trafił uroczy psiak, który pojawia się na licznych zdjęciach archiwalnych. Podziwiamy także lądowanie przy schowanym podwoziu. Niestety, wszystkie te historyjki zostały opowiedziane w sposób nieudolny. Przypominają żarty „spalone" przez opowiadającego.