Dlaczego Kuroń nie chciał jechać?
Nie wiem. Może nie chciał rozmawiać pod pistoletem strajkowym. Tylko że wtedy odbywała się wielka restrukturyzacja PKP i trzeba było rozmawiać. To samo było z rolnikami, którzy zablokowali drogę pod Mławą. Nie wypracowaliśmy mechanizmów dialogu z grupami, które płaciły cenę transformacji. Wałęsa intuicyjnie wiedział, że z tymi ludźmi trzeba rozmawiać, a my niestety nie. Być może dlatego, że Unia Demokratyczna była partią niezdolną do populizmu. Nie potrafiliśmy obiecywać czegoś, czego nie mogliśmy spełnić. I to nas zabiło.
Rząd Hanny Suchockiej zamroził płace w sferze budżetowej – dla nauczycieli, urzędników, czyli dla waszego elektoratu. Wasi krytycy uważają, że to was zabiło.
Pamiętam wewnętrzne dyskusje na ten temat. 700 tys. nauczycieli żądało podwyżek, a Jurek Osiatyński, który ma wrażliwość społeczną i raczej jest politykiem centrolewicowym, tak przejął się swoją rolą ministra finansów i koniecznością ograniczania deficytu budżetowego, że nie dał pieniędzy. A w budżecie była nadwyżka. Takie błędy popełnialiśmy. Za rządu Suchockiej mieliśmy też bardzo trudną sytuację, kiedy Andrzej Lepper przyjechał pod Sejm z rozeźlonymi rolnikami, którzy przywieźli ze sobą szkielety krów, świń i przedarli się przez ochronę. Pamiętam Leppera odprowadzanego do policyjnej nysy.
Tak traktowaliście demonstrantów?
Budynki sejmowe muszą by chronione. Ale za naszych czasów Sejm i Senat były dostępne dla obywateli. Uważam, że bilans rządów UD i UW jest bardzo pozytywny. Byliśmy główną siłą sprawczą przemian. Gdy w 1993 r. do władzy doszła koalicja SLD–PSL, premier Waldemar Pawlak wycofał 40 ustaw, które przygotował rząd Suchockiej. Z kolei rząd Jerzego Buzka przygotował, a Sejm i Senat przyjął ustawę reprywatyzacyjną, lecz zawetował ją Aleksander Kwaśniewski pod wpływem SLD, kierowanego wówczas przez Leszka Millera. I do dzisiaj odczuwamy skutki tej decyzji. To samo było z podatkiem liniowym. To my braliśmy odpowiedzialność za dobre reformy, a inni je cofali.
Chyba razem z AWS-em braliście tę odpowiedzialność?
AWS się do nas dołączała. Pomysły na reformy stały się wspólne. Uczestniczyłem w rozmowach programowych przed powołaniem rządu Jerzego Buzka. Od początku zabiegaliśmy o cztery wielkie reformy. To, że one nie wypaliły tak, jak sobie wyobrażaliśmy, było związane z faktem, że wówczas SLD i PSL były przeciwko naszym reformom.
Obie partie były w opozycji.
Moim zdaniem wielkie reformy w państwie można przeprowadzić tylko wówczas, gdy popiera je zdecydowana większość sceny politycznej. Inaczej są kontestowane i tak było w tym przypadku. Przy reformie samorządowej próbowałem doprowadzić do jakiegoś konsensusu z SLD i PSL. Zaprosiłem do mojego gabinetu m.in. Kazia Janiaka z AWS i Marka Borowskiego z SLD. Kaziu mówił: – Chcemy 380 powiatów. Na to naciskała Solidarność. A Marek Borowski odpowiadał: – Godzimy się na 150. Pytałem, dlaczego nie 250 – tyle było rejonów administracji rządowej. Nie szło się dogadać. Dzisiaj wszyscy są zgodni, że powiatów jest za dużo. Reforma służby zdrowia też była ułomna, bo naszą ideą było, żeby powiaty finansowały szpitale powiatowe, a AWS nie chciała się na to zgodzić. Ania Knysok, ówczesna wiceminister zdrowia z AWS, wyliczyła, że jest 3,5 tys. stanowisk do obsadzenia w kasach chorych.
Wprost to powiedziała?
To nawet było w jakimś wewnętrznym dokumencie. AWS nie była wolna od partykularnych interesów i zatrudniania swoich. Na dodatek w AWS objawili się posłowie, którzy rozpruwali budżet, składając coraz to nowe kosztowne projekty ustaw. Przodował w tym poseł Tomasz Wójcik z Wrocławia. Byłem w ciągłym kontakcie z Leszkiem Balcerowiczem, które ustawy należy puszczać pod obrady, a które nie, żeby nie załamały się finanse publiczne. Ta niemożność dogadania się z AWS sprawiła, że Leszek Balcerowicz w końcu podjął decyzję o zakończeniu koalicji. Ale to były czasy, gdy w Prezydium Sejmu fantastycznie współpracowaliśmy. Wspólnie podjęliśmy decyzję w sprawie Gabriela Janowskiego, który próbował okupować mównicę sejmową. Nie było pokusy rozgrywania takich sytuacji politycznie. Mieliśmy do siebie koleżeńskie zaufanie. Gdy były czyjeś imieniny, to o ósmej rano, gdy zbieraliśmy się przed posiedzeniem Sejmu, pojawiał się koniaczek do herbaty. Dziś jest to trudne do wyobrażenia, bo natychmiast media by to wykryły i zrobiły aferę, że członkowie Prezydium Sejmu piją alkohol w pracy. Spośród członków prezydium ówczesnego Sejmu Maciej Płażynski i Stasiu Zając zginęli w katastrofie smoleńskiej.
Jednak to zerwanie koalicji nie wyszło wam na zdrowie, bo to była wasza ostatnia kadencja w Sejmie. Jakie jeszcze błędy popełniliście?
Nieustające błędy popełnialiśmy w wyborach prezydenckich. Jak już mówiłem, Mazowiecki nie powinien był startować na prezydenta w 1990 r. W 1995 r. nie mieliśmy dobrego kandydata. O nominację walczyli Jacek Kuroń, Hanna Suchocka i Janusz Onyszkiewicz. Kuroń był liderem i wygrał z Onyszkiewiczem prawybory w UW niewielką przewagą głosów, ale okazało się, że jego osobista popularność nie przełożyła się na głosy wyborców. To było w czasie, kiedy łączyliśmy się z liberałami i może dlatego panowało zamieszanie. Ale w 2000 r. było jeszcze gorzej. Po prostu nie mieliśmy żadnego kandydata. Koledzy mówili: znajdziemy, znajdziemy. Tylko że albo kandydat jest i z góry wiadomo, kto nim będzie, albo go nie ma. I w 2000 r. nie mieliśmy w ogóle kandydata, bo zabrakło nam odwagi, żeby poprzeć Andrzeja Olechowskiego. Rozkraczyliśmy się i rok później już nas nie było.
Najpierw jednak doszło do rozłamu w waszej partii, bo liberałowie odeszli i założyli Platformę Obywatelską.
Tak. Jednoczyliśmy się z nadzieją, że nowa partia zdobędzie ok. 20 proc. poparcia. Nigdy tyle nie osiągnęliśmy, a z powodu wewnętrznych wojen doszło do rozłamu. W ogromnej części z naszej winy, dawnej Unii Demokratycznej. Byłem w samym środku tego wszystkiego. Na pamiętnym kongresie, który doprowadził do rozłamu, siedziałem w prezydium obrad między Bronkiem Geremkiem a Janem Krzysztofem Bieleckim. Byłem w grupie Geremka. Sądziłem, że tylko on może partię uratować. W partii widać już było wewnętrzne pęknięcia. Jeszcze przed kongresem byłem razem z Donaldem Tuskiem w Zagrzebiu, na spotkaniu przedstawicieli parlamentów krajów wchodzących do UE. Tam przy rakii rozmawialiśmy o sytuacji w partii. Donald namawiał mnie, żebym go poparł w wyborach na przewodniczącego. Wtedy powiedziałem mu: – Jeżeli ty zostaniesz przewodniczącym, to partia się rozleci, bo wiem, co mówią Władek Frasyniuk, Janek Lityński i inni.
Ale gdy wybory na przewodniczącego wygrał Geremek, to też wszystko się rozpadło.
Jeszcze przed kongresem Mirek Czech, sekretarz generalny UW, szacował, że Geremek wygra wybory stosunkiem głosów 70 do 30. Tymczasem po głosowaniu okazało się, że poparcie dla Geremka wyniosło 53 proc. głosów do 47. Powiedziałem do Geremka: – Bronku! Jest nowa sytuacja, Donald musi być albo jedynym, albo pierwszym wiceprzewodniczącym partii. – Janku, nie martw się – odparł w swoim stylu Geremek.
Tylko że potem doszło do wyborów zarządu i wszyscy liberałowie zostali wycięci w pień.
Niestety. Funkcjonowały listy liberałów do skreślenia i nasi karnie się podporządkowali. Do tego stopnia, że nikt od nich nie wszedł do zarządu partii. Bronisław wiedział o tych listach i powinien był coś zrobić, żeby to zablokować. Nie wiem – publicznie podrzeć listę, powiedzieć, że każdy ma głosować według własnego sumienia... Ale tego nie zrobił. Co prawda, poprosił Donalda na rozmowę, ale podobno potraktował go bardzo protekcjonalnie. Po tej rozmowie liberałowie rozmawiali już tylko we własnym gronie i radzili, co robić. Myśmy jeszcze wtedy podjęli próbę ratowania sytuacji – z Jackiem Merklem, Janem Krzysztofem Bieleckim i Olgą Krzyżanowską wystosowaliśmy apel, żeby odłożyć wybór prezydium partii na później. Żeby dać wszystkim czas na ochłonięcie. Ale wtedy już była taka nieufność, że to się nie udało. Liberałowie odeszli, założyli własną partię, część naszych kolegów do nich dołączyła. I tak to się skończyło.
—rozmawiała Eliza Olczyk (dziennikarka tygodnika „Wprost")
Jan Król
Absolwent Wyższej Szkoły Ekonomicznej w Krakowie, w latach 70. zasiadał w prezydium Stowarzyszenia PAX; po 1989 r. poseł Unii Demokratycznej i Unii Wolności, wicemarszałek Sejmu w latach 1989–2001. Był też zastępcą pełnomocnika rządu ds. reformy samorządu terytorialnego w latach 1989–1990. Dziś prowadzi działalność konsultingową
PLUS MINUS
Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:
prenumerata.rp.pl/plusminus
tel. 800 12 01 95