Jan Bończa-Szabłowski: Wszyscy wydają się poczytalni. Przynajmniej w telewizji

Kiedy piszę ten felieton, Biblioteka Narodowa przygotowuje się do ogłoszenia kolejnego, corocznego raportu o stanie czytelnictwa. Nie znam jeszcze jego wyników, ale z pewnością powstaje on w czasie szczególnym. Epidemia koronawirusa, jak wiadomo, wymusiła na nas pewną dyscyplinę. Np. wielu polityków i wiele osób publicznych nie przyjeżdża do studia, tylko łączy się z nim za pomocą Skype'a, siedząc przed komputerem, czyli praktycznie zaprasza nas do domowych pieleszy. To co, oglądamy za ich plecami całkowicie przeczy twierdzeniu, że wśród osób publicznych mogą zdarzać się jednostki „niepoczytalne".

Publikacja: 24.04.2020 18:00

Jan Bończa-Szabłowski: Wszyscy wydają się poczytalni. Przynajmniej w telewizji

Foto: AdobeStock

Większość jest zdecydowanie „poczytalnych", przynajmniej jeśli chodzi o zgromadzone zasoby książek. Brak ostrości obrazu nie pozwala ocenić, ile wśród tych prezentowanych egzemplarzy jeszcze nie wypakowano z folii, ale trzeba przyznać, że obraz czytelnictwa, a właściwie jego skala, robi wrażenie imponujące.

W pewnym momencie próbowałem nawet je zapisywać, nie wszystkie jednak tytuły były możliwe do zidentyfikowania. Najbardziej utkwiła mi w pamięci biblioteczka jednego z wiceministrów (tych, jak wiadomo w obecnym rządzie jest pod dostatkiem). Na ściance wisiał portret świętego, a w biblioteczce czołową pozycję zajmowała biografia Stalina. Zastanawiałem się wtedy, co jest inspiracją, a co przestrogą.

Ciekawie wyglądał pojedynek na biblioteki między Radosławem Sikorskim a Donaldem Tuskiem, którzy rozmawiali ze sobą o współczesnej sytuacji w Polsce. Pojedynek ten zdecydowanie wygrał pan Radek z okazałym księgozbiorem zgromadzonym w dworku w Chobielinie. Biblioteka pana Donalda była bardziej anemiczna. Zajmowała wprawdzie też całą ścianę, lecz każda z książek oddzielona była od drugiej kilkoma centymetrami. Potem uświadomiłem sobie, że Donald Tusk przebywał w Brukseli na kwarantannie, stąd rozumiem, że nawet książki musiały być ustawione w bezpiecznej odległości.

Księgozbiory Małgorzaty Kidawy-Błońskiej, profesorów Rzeplińskiego, Strzembosza czy Zolla sprawiały wrażenie wyjątkowo niestabilnych. Czuło się, że ciągle ktoś do nich zagląda, wyjmuje, a potem nie zawsze wkłada na to samo miejsce. Absolutny brak poczucia estetyki i piękna. Bardziej praktyczna wydała się w tym kontekście dawna rzeczniczka rządu premiera Morawieckiego pani Kopcińska, która zaproszona do „Kawy na ławę" na niewielkiej półce umieściła zaledwie kilka tomików. W tym gronie znalazły się m.in. „Nadciśnienie tętnicze", „Leksykon leków", a pod spodem czterotomowa „Historia Polski" pozbawiona jednego tomu. (Zapewne w czytaniu albo do przeróbki.). Europoseł Ryszard Czarnecki zdecydowanie odstawał od towarzystwa, bo w tle nie miał książek, tylko całą ścianę koszulek z napisem Czarnecki. Nie zauważyłem tylko, czy były to koszulki z nazwami klubów sportowych czy partii politycznych. W obu przypadkach można mówić o pokaźnej kolekcji.

Te tła rzeczywiście dają do myślenia. Doktor Wojciech Warski, ekonomista i przedsiębiorca, miał w tle plakat z płonącym lasem, rzecznik PiS-u Radosław Fogiel – plakat z napisem: „Janosik".

Żałuję, że nie wszyscy politycy dają się fotografować na tle książek. W niektórych przypadkach możemy się więc jedynie domyślać ukrytych literackich pasji. Podejrzewam, że lwią część księgozbioru profesora Grzegorza Kołodki z pewnością stanowi jego twórczość własna. Poseł Kamil Bortniczuk ze względu na wygląd mógłby np. mieć serię przygód Jamesa Bonda, choć podczas spotkań wciąż robi notatki, a agent 007 wszystko musiał zapamiętywać. Róża Thun miałaby imponującą kolekcję dzieł Umberta Eco zaczynającą się od „Imienia Róży".

Duch gromadzenia książek jak widać jest w narodzie mocny. Gorzej z ich czytaniem. Ale i do tego może kiedyś dojdziemy. Nie traćmy wiary. I tu przypomina mi się anegdota jednego ze słynnych fotoreporterów, który robił reportaż o jednym z ważnych przedstawicieli mniejszości narodowych, który pokazywał mu całe bogactwo, jakie podczas życia nagromadził. I w końcu zaprosił go do garażu, gdzie pokazał imponującą bibliotekę. Stary, po co ci ta biblioteka, przecież wiem, że nie czytasz? – zapytał zaciekawiony reporter. „Ja nie czytam, ale zrobię wszystko, by mój syn znalazł radość w czytaniu i to właśnie będzie dla niego". 

Większość jest zdecydowanie „poczytalnych", przynajmniej jeśli chodzi o zgromadzone zasoby książek. Brak ostrości obrazu nie pozwala ocenić, ile wśród tych prezentowanych egzemplarzy jeszcze nie wypakowano z folii, ale trzeba przyznać, że obraz czytelnictwa, a właściwie jego skala, robi wrażenie imponujące.

W pewnym momencie próbowałem nawet je zapisywać, nie wszystkie jednak tytuły były możliwe do zidentyfikowania. Najbardziej utkwiła mi w pamięci biblioteczka jednego z wiceministrów (tych, jak wiadomo w obecnym rządzie jest pod dostatkiem). Na ściance wisiał portret świętego, a w biblioteczce czołową pozycję zajmowała biografia Stalina. Zastanawiałem się wtedy, co jest inspiracją, a co przestrogą.

Pozostało 81% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Irena Lasota: Byle tak dalej
Plus Minus
Łobuzerski feminizm
Plus Minus
Jaka była Polska przed wejściem do Unii?
Plus Minus
Latos: Mogliśmy rządzić dłużej niż dwie kadencje? Najwyraźniej coś zepsuliśmy
Plus Minus
Żadnych czułych gestów