Beniamin Netanjahu: Czy premier Izraela przejdzie do historii,. Czy trafi do więzienia

Władza Beniamina Netanjahu wisi na włosku. Jeśli prokuratura zdecyduje się oskarżyć go o korupcję i nadużycie władzy, kierowana przez niego koalicja może się rozpaść, a jego samego czeka proces.

Publikacja: 12.04.2018 17:00

Do Beniamina Netanjahu już wiele lat temu przylgnęło przezwisko „Magik”. Nadano mu ją ze względu na

Do Beniamina Netanjahu już wiele lat temu przylgnęło przezwisko „Magik”. Nadano mu ją ze względu na niezwykłą umiejętność przetrwania na scenie politycznej mimo wszelkich przeciwności.

Foto: AFP

Na początku marca pod oficjalną rezydencję Netanjahu w Jerozolimie podjechało kilka nieoznakowanych radiowozów. Uzbrojeni w długą broń ochroniarze otworzyli bramę i wpuścili samochody na teren posiadłości. Obecnym na miejscu reporterom przez ogrodzenie udało się zobaczyć tylko, jak policjanci niosący teczki z dokumentami wchodzą do budynku, gdzie urzęduje premier. Przed rezydencją zebrało się kilkanaście osób, domagających się ustąpienia Netanjahu w związku z toczącymi się przeciwko niemu śledztwami. Jeden z nich w rozmowie z dziennikarzami mówił: „Nie może rządzić i podejmować ważnych decyzji, kiedy ciążą na nim coraz poważniejsze zarzuty. Powinien ogłosić, że nie jest w stanie sprawować urzędu i wskazać kogoś innego". W tym samym czasie śledczy przesłuchują premiera w aferze korupcyjnej związanej z firmą Bezeq, zwanej także „Sprawą 4000". Równolegle w Tel Awiwie zeznania przed specjalną jednostką policji ds. przestępczości Lahav 433 składa żona szefa rządu Sara.

Dwa tygodnie później funkcjonariusze po raz drugi przyjadą do premiera, by zadać mu pytania w tym samym śledztwie. Łącznie służby przesłuchiwały go już dziewięć razy. Biorąc pod uwagę, że na światło dzienne wychodzi coraz więcej jego niejasnych powiązań finansowych, Netanjahu może się spodziewać kolejnych odwiedzin policji. Pętla się zaciska.

Słodki łobuz

Owacje na stojąco, okrzyki radości i gromki aplauz co kilka minut – przemawiając przed członkami Amerykańsko-Izraelskiego Komitetu Spraw Publicznych (AIPAC), Beniamin Netanjahu choć na chwilę mógł zapomnieć o swoich problemach z wymiarem sprawiedliwości. W Waszyngtonie był gwiazdą. Premier żywo gestykulował, chodził po scenie i żartował, czym wywoływał kolejne fale braw. Po tym jak podziękował Donaldowi Trumpowi za uznanie Jerozolimy stolicą Izraela, zapytał zebranych, czy pamiętają film z Clintem Eastwoodem pt. „Dobry, zły i brzydki". „Chcę powiedzieć wam o dobrych, złych i pięknych rzeczach. Dobre jest to, co robimy w Izraelu, co pomaga uczynić świat lepszym miejscem. Złe jest to, co wrogie siły chcą zrobić Izraelowi i światu. Mówię tu o Iranie" – podkreślił Netanjahu. Całe, trwające ponad 30 minut, wystąpienie premiera nie było jednak przeznaczone tylko do członków AIPAC. Mieli je usłyszeć głównie obywatele Izraela. Szef rządu chciał im udowodnić, że nawet w obliczu podejrzeń o korupcję wciąż, tak jak zawsze, jest silny i rozdaje karty.

Do Beniamina Netanjahu już wiele lat temu przylgnęło przezwisko „Magik". Nadano mu je ze względu na niezwykłą umiejętność przetrwania na scenie politycznej mimo wszelkich przeciwności. Już w 1996 roku zaskoczył wszystkich, gdy w wyborach na premiera pokonał dużo bardziej doświadczonego Szimona Peresa. Rok później szef rządu po raz pierwszy musiał odpierać oskarżenia wysuwane pod swoim adresem. Dziennikarze telewizji Channel 1 ujawnili, że prawnik Roni Bar-On związany z partią Likud, na której czele stał Netanjahu, otrzymał stanowisko prokuratora generalnego w zamian za przysługę. Bar-On miał załatwić ugodę w sprawie współpracownika premiera oskarżanego o korupcję.

Po tych doniesieniach natychmiast wszczęto policyjne dochodzenie, a część ministrów zapowiedziała, że jeśli informacje mediów okażą się prawdziwe, szef rządu powinien ustąpić. Szczęśliwe dla Netanjahu prokuratura oświadczyła, że nie ma dostatecznych dowodów, by postawić go w stan oskarżenia. Śledczy zaznaczyli jednak, że „istnieją podejrzenia" co do stosowności jego zachowania. „Bibi", jak pieszczotliwe nazywany jest w Izraelu Netanjahu, po raz drugi na czele rządu stanął w 2009 roku i sprawuje tę funkcję nieprzerwanie od prawie dekady. Przez ten czas on i jego rodzina kilkakrotnie byli podejrzewani o nadużycia finansowe. Trzy lata temu dziennikarze śledczy telewizji Channel 10 dotarli do raportu Kontrolera Państwa Jozefa Szapira, w którym stwierdzał on, że ponad połowa podróży zagranicznych premiera była finansowana przez bogatych biznesmenów albo obce rządy.

W dokumencie wspomina się także o nieuzasadnionych wydatkach Netanjahu, które były pokrywane z kieszeni podatników. „Bibi" miał wydawać tysiące szekli na obiady w wykwintnych restauracjach, kwiaty do swojego domu oraz odzież. Z publicznych pieniędzy szef rządu kupił sobie m.in. zmywarkę i lodówkę. W tym samym czasie dziennik „Haaretz" opisał tzw. aferę butelkową. W latach 2013–2014 biuro premiera zakupiło wino za ponad 100 tysięcy szekli.

Skandale, które w przypadku każdego innego polityka oznaczałyby koniec kariery, i tym raz nie zaszkodziły „Magikowi". W 2015 roku Likud wygrał wybory parlamentarne, a on ponownie został premierem. – Ma talent polityczny, charyzmę i ogromne doświadczenie. Cieszy się też dużą sympatią wśród diaspory żydowskiej na całym świecie. Dzięki temu przekonał obywateli, że tylko on może zapewnić Izraelowi wsparcie finansowe i polityczne. Do tego ma niewątpliwe urok osobisty i zdolności oratorskie. Taki słodki drań – wymienia powody, dla których Netanjahu przez tyle lat był „niezatapialny", Jan Wojciech Piekarski, wieloletni dyplomata i były ambasador RP w Izraelu. Wydaje się jednak, że tym razem „Bibi" może pójść na dno. W zeszłym roku po kilkunastu miesiącach zbierania dowodów policja oficjalnie wszczęła cztery dochodzenia, które bezpośrednio albo pośrednio dotyczą premiera. Sprawom nadano kryptonimy „1000", „2000", „3000" oraz „4000".

W lutym tego roku funkcjonariusze wystąpili z wnioskami do prokuratora generalnego, by oskarżył premiera o korupcję, oszustwa i naruszenie zaufania w związku z dwoma pierwszymi śledztwami. Netanjahu nie przyznaje się do winy, ale grunt coraz bardziej osuwa mu się spod nóg. Trzech jego byłych bliskich współpracowników zgodziło się pójść na współpracę ze służbami i niewykluczone, że ich zeznania go obciążą.

Łapówki i naciski

Po tym, jak śledczy wytoczyli przeciwko premierowi najcięższe działa, przed Komisją Spraw Wewnętrznych Knessetu stanął komendant główny policji Roni Alsheich. Odpowiadając na pytania parlamentarzystów, porównał Beniamina Netanjahu i jego doradców do zorganizowanej grupy przestępczej. Mocne słowa, ale i zarzuty wysuwane pod adresem premiera są bardzo poważne. „Sprawa 1000", nazywana także „aferą prezentową", wydaje się najmniej zawiła ze wszystkich. Według policji rodzina Netanjahu za przysługi wyświadczane dwóm bogatym biznesmenom otrzymywała od nich przez lata prezenty o łącznej wartości ponad 300 tysięcy dolarów. „Bibi" miał dostawać głównie drogie cygara, a jego żona różowego szampana i biżuterię.

– Hollywoodzki magnat izraelskiego pochodzenia Arnon Milchan chciał, by premier pomógł mu przedłużyć amerykańską wizę oraz zagwarantował ulgi podatkowe. Z kolei australijski miliarder James Packer miał prosić Netanjahu m.in. o przedłużenie zezwolenia na pobyt w Izraelu – mówi prof. Ira Sharkansky, politolog z Uniwersytetu Hebrajskiego w Jerozolimie. Netanjahu nie kryje tego, że otrzymywał „upominki", ale zaprzecza, by działał na korzyść hojnych znajomych.

Na trop „Sprawy 2000" detektywi wpadli, gdy prowadzili zupełnie inne dochodzenie przeciwko byłemu szefowi kancelarii premiera Ariemu Harowowi. Śledczy zabezpieczyli jego telefon komórkowy, na którym znaleźli nagrania poufnych rozmów między Netanjahu a właścicielem gazety „Yedioth Ahronoth" Arnonem Mozesem. Dzięki tym informacjom i zeznaniom samego Harowa, który zgodził się zostać świadkiem koronnym, policjanci ustalili, że „Bibi" i Mozes próbowali w 2015 roku zawrzeć układ. – Premier był gotów podjąć kroki mające na celu ograniczenie nakładu wspierającej go gazety „Israel Hayom", w zamian za co konkurująca z nią „Yedioth Ahronoth" miała o nim pisać bardziej przychylnie – tłumaczy w rozmowie z „Plusem Minusem" Shalom Lipner, ekspert think tanku „Center for Middle East Policy". „Israel Hayom" to codzienna darmowa gazeta, której właścicielem jest multimiliarder Sheldon Adelson. Jej głównym celem jest promocja skrajnej prawicy oraz zwiększanie poparcia dla Netanjahu. „Yedioth Ahrontoh" natomiast to jeden z najpoczytniejszych tytułów w Izraelu, który od lat krytykuje poczynania „Bibiego".

Jak pisze „The Jerusalem Post", na nagraniach słychać, jak Netanjahu mówi Mozesowi, by zatrudnił dziennikarza, który będzie pisał o jego rządzie z mniejszą wrogością. Wydawca odpowiada: „Rozumiem. Nie bój się. Musimy być pewni, że zostaniesz premierem". Netanjahu ze swojej strony obiecał, że porozmawia z Adelsonem o nakładzie jego bulwarówki. Szef rządu, zeznając przed policjantami, którzy podejrzewają go o przekupstwo, bronił się, twierdząc, że w trakcie rozmowy z szefem „Yedioth Ahrontoh" tylko się wygłupiał.

Okręty, telekomy i umowa gazowa

Sprawa 3000" dotyczy z kolei zamówień zbrojeniowych rządu. Na razie dochodzenie nie obejmuje premiera, ale prokurator generalny Avichai Mandelblit pod koniec lutego zapowiedział, że zostanie on przesłuchany. Niewykluczone także, że może usłyszeć zarzuty. Służby przyglądają się zakupowi za ponad 2 miliardy euro trzech okrętów podwodnych i czterech łodzi patrolowych od koncernu ThyssenKrupp. Zdaniem śledczych kilku wysoko postawionych urzędników i wojskowych, w tym były dowódca marynarki wojennej oraz zastępca szefa Najwyższej Komisji Obrony, w zamian za łapówki lobbowało na rzecz tej transakcji. W korupcję miał być zamieszany także kuzyn i prawnik Netanjahu, David Shimron oraz Miki Ganor, doradca „Bibiego", który reprezentował interesy niemieckiej firmy. Zarówno Shimron, jak i Netanjahu zaprzeczają, by szef rządu wiedział cokolwiek o całej sprawie.

Kiedy wydawało się już, że „Magika" nie może spotkać nic gorszego, w mediach gruchnęła wiadomość, że jego wieloletni współpracownik i powiernik Shlomo Filber będzie zeznawać przeciwko przełożonemu. Wcześniej Filber został aresztowany w związku ze „Sprawą 4000". Mężczyzna jest podejrzewany o to, że gdy pełnił funkcję dyrektora generalnego w Ministerstwie Komunikacji, popierał wprowadzanie wartych miliony dolarów regulacji korzystnych dla firmy komunikacyjnej Bezeq. Ta w zamian za „przysługę" na zarządzanym przez siebie portalu pisała przychylnie o Netanjahu. Kilka dni później zatrzymano właściciela Bezeq Shaula Elovitcha i jego żonę Iris. Prywatnie oboje są zaprzyjaźnieni z rodziną Netanjahu. Ponieważ do 2017 roku ministrem komunikacji był sam premier, detektywi już dwa razy prosili go o wyjaśnienia. Jak informuje telewizja Channel 10, prokuratura ma być także w posiadaniu wiadomości, jakie Sara Netanjahu wysyłała do Iris Elovitch po tym, jak przeczytała jeden z artykułów na swój temat. Żona premiera pisała m.in.: „Zabijacie nas. Rujnujecie państwo. Co to za portal? To wy jesteście jego właścicielami. Zróbcie z tym coś".

Izraelskie media spekulują, że kwestią czasu jest, kiedy „Bibi" i w tej sprawie usłyszy zarzuty. Nazwisko szefa rządu pojawia się także w dochodzeniu „1270". Śledztwo dotyczy byłego rzecznika „Magika" Nira Hafeca, który został kolejnym świadkiem koronnym. Zdaniem policji trzy lata temu zaproponował on sędzi Hili Gerstel funkcję prokuratora generalnego w zamian za oddalenie sprawy o nadużycia finansowe wytoczonej przeciwko Sarze Netanjahu. Konto ojca obciążył niechcący także jego syn Yair. Na początku tego roku jedna z izraelskich telewizji opublikowała nagrania, na których słychać, jak młody Netanjahu po wyjściu z klubu ze striptizem spiera się z kolegą, którym okazał się syn potentata gazowego Kobi Maimona.

Na taśmach słychać, jak Yair mówi: „Mój ojciec załatwił niesamowity interes dla twojego ojca, stary, on walczył, walczył w Knesecie o to. Stary, mój ojciec załatwił wam 20 miliardów dolarów, a ty kłócisz się o 400 szekli?". Według mediów rozmowa miała dotyczyć przepchniętej przez parlament umowy gazowej, na której mógł skorzystać Maimon.

Syn premiera wydał oświadczenie, w którym przeprosił za swoje słowa i podkreślił, że były wyłącznie żartami po alkoholu. Z powodu nawarstwiających się afer dotyczących Beniamina Netanjahu część dziennikarzy obserwujących izraelską scenę polityczną twierdzi, że jego dni są już policzone. Za wcześnie jednak, by dzielić skórę na niedźwiedziu. „Bibi" wciąż walczy.

Bolszewicka nagonka

Na początku lipca zeszłego roku z zakładu karnego przedterminowo wypuszczono poprzednika Netanjahu na stanowisku premiera. Ehud Olmert za korupcję i unikanie płacenia podatków został skazany na 18 miesięcy więzienia. Gdy w 2008 roku jego grzechy wyszły na jaw, polityk podał się do dymisji, jeszcze zanim policja zdecydowała się rozpocząć przeciwko niemu dochodzenie. „Bibi" nie zamierza iść w jego ślady. Zamiast tego na przemian ostro atakuje przeciwników albo wychwala swoje zalety i osiągnięcia. – Stara się przedstawić działania policji jako rodzaj zemsty, która ma pozbawić go urzędu. Uważa, że detektywi, elity, media i opozycja połączyli siły przeciwko niemu – mówi „Plusowi Minusowi" Aluf Benn, redaktor naczelny dziennika „Haaretz".

We własnej obronie Netanjahu posunął się nawet do deprecjonowania podległych mu służb. Przemawiając podczas wiecu zwolenników Likudu, odniósł się do policyjnej rekomendacji, by postawić go w stan oskarżenia. „Jest jeden fakt, o którym opinia publiczna prawdopodobnie nie wie. Większość policyjnych zaleceń kończy się niczym. Ponad 60 procent z nich jest odrzucanych" – grzmiał szef rządu. Innym razem ocenił, że zarzuty pod jego adresem są stronnicze i „pełne dziur jak szwajcarski ser".

Drugim celem ataków „Bibiego" są nieprzychylni mu dziennikarze, którym podobnie jak Donald Trump, zarzuca szerzenie „fake newsów". W lutym podkreślał, że „lewicowe media" konspirują przeciwko niemu i organizują „bolszewicką nagonkę". Wcześniej pytał retorycznie, dlaczego prasa już rok temu pisała o tym, że prokuratura może postawić mu zarzuty, skoro dopiero kilka miesięcy później rozpoczęło się śledztwo. „Magik" twierdzi ponadto, że wszystkie antyrządowe demonstracje, których uczestnicy nawołują do jego dymisji, są sponsorowane i organizowane przez siły lewicowe. – Netanjahu gra na polaryzacji społeczeństwa. Twierdzi, że prawdziwą twarzą Izraela jest prawica na czele z Likudem, a liberałowie i lewica chcą zaszkodzić najbiedniejszym obywatelom. W tym sporze ważne są tożsamości. Skoro ci drudzy są obcy i działają na szkodę państwa, to nie należy ich słuchać – mówi dr Artur Skorek, badacz współczesnego Izraela z Instytutu Bliskiego i Dalekiego Wschodu UJ.

Żeby lepiej zrozumieć, dlaczego Netanjahu z takim zacięciem broni się przed zarzutami, trzeba pamiętać, że walczy nie tylko o władzę, ale także o miejsce w historii. Analitycy z „Israel Democracy Institute" zauważają, że „Bibiemu" brakuje już tylko kilku miesięcy, by rządzić dłużej niż legendarny pierwszy premier kraju Dawid Ben Gurion.

Jak donoszą dziennikarze „Foreign Policy", coraz więcej ekspertów ostrzega, że premier, walcząc o polityczne przetrwanie, jednym nierozważnym działaniem może zaognić relacje z którymś z sąsiadów Izraela. Jako przykład podają jego zeszłoroczną decyzję o zamontowaniu przy wejściach, którymi muzułmanie udają się na modlitwy na Wzgórze Świątynne, bramek do wykrywania metali. Doprowadziło to do zamieszek między Palestyńczykami a izraelską policją.

Palestyńczycy mają się też obawiać, że szef rządu, by zmobilizować prawicowy elektorat, podejmie kroki, które raz na zawsze pogrzebią ideę „dwóch państw". Ostatnio znów niespokojnie zrobiło się w Strefie Gazy, gdzie w walkach z izraelską armią zginęło kilkudziesięciu Palestyńczyków. – Nie sądzę, żeby Netanjahu chciał wplątywać się w konflikt z którymś z krajów arabskich, ale niewątpliwe będzie eksponował i wykorzystywał zagrożenie ze strony Iranu – tłumaczy ambasador Piekarski.

Z drugiej strony „Bibi", broniąc się przed utratą poparcia, co chwila przypomina o sukcesach swojego rządu. Na Facebooku umieścił całą listę osiągnięć i wezwał swoich zwolenników, by nie dawali wiary plotkom na jego temat. Podczas jednego z telewizyjnych przemówień z marca tego roku mówił z kolei o tym, że izraelska gospodarka świetnie się rozwija, społeczeństwo jest bardzo tolerancyjne, a nierówności się zmniejszają. Netanjahu odgrywa też świetnie rolę męża stanu, szczególnie na arenie międzynarodowej. Rozmawia jak równy z równym z Władimirem Putinem, po raz piąty odbywa przyjacielską pogawędkę z Donaldem Trumpem, a w Indiach jest przyjmowany jak król.

Pan Bezpieczeństwo

W ocenie oskarżeń wysuwanych pod adresem Netanjahu Izraelczycy są podzieleni niemal po równo. Z jednej strony co tydzień w Tel Awiwie organizowany jest marsz antykorupcyjny, a według ostatnich sondaży 48 proc. respondentów uważa, że „Bibi" powinien odejść. Z drugiej strony, gdyby wybory parlamentarne odbyły się dzisiaj, jego Likud po raz kolejny by je wygrał. Dlaczego mimo tylu skandali opinia publiczna jeszcze nie skreśliła „Magika"? – Nie ma drugiego takiego polityka, któremu społeczeństwo wierzyłoby, że może utrzymać tak dobre relacje z zagranicznymi partnerami. Nie bardzo widać też kogoś, kto mógłby rzucić mu wyzwanie i zagrozić jego władzy. Opozycja jest słaba – podsumowuje Piekarski. I rzeczywiście, w najnowszym badaniu 60 proc. Izraelczyków wskazało Netanjahu jako najodpowiedniejszego człowieka do kierowania państwem.

Jego główny rywal i przywódca opozycyjnej Partii Pracy Jicchak Herzog uzyskał tylko 24 proc. głosów. Na poparcie, jakim wciąż cieszy się „Bibi", duży wpływ mają także kwestie bezpieczeństwa. – Netanjahu od dawna kreuje swój wizerunek „Pana Bezpieczeństwo". Kiedy patrzy się na jego klipy wyborcze, to jest w nich przedstawiany jako jedyny, który potrafi obronić izraelskie rodziny. Reszta polityków tylko bije się o wpływy jak małe dzieci – dodaje dr Skorek.

Swoją popularność Netanjahu zawdzięcza też dobrej sytuacji ekonomicznej. Jak wynika z marcowego raportu OECD, roczne tempo wzrostu PKB w Izraelu wyniosło na początku tego roku ponad 3 procent. Izraelska gospodarka rozwija się m.in. dzięki ogromnym złożom gazu ziemnego leżącym u wybrzeży kraju. Miesiąc temu Tel Awiw podpisał kontrakt na eksport tego surowca do Egiptu o wartości 15 miliardów dolarów.

Mimo że na razie nie wiadomo, jaką decyzję podejmie prokurator generalny Avichai Mandelbli, to „Bibi" patrzy w przyszłość z nadzieją. Już zapowiedział, że poprowadzi swoją partię do zwycięstwa w przyszłorocznych wyborach parlamentarnych. Na jego korzyść działa izraelskie prawo. Nawet jeśli w końcu zostanie postawiony w stan oskarżenia, to nie ma obowiązku podawać się do dymisji. Z urzędu będzie musiał zrezygnować dopiero wtedy, kiedy zostanie skazany przez sąd, ale wówczas może się jeszcze odwołać do Sądu Najwyższego. Cała procedura zajmie co najmniej kilka lat.

Skandale korupcyjne przynajmniej na razie wydają się nie wpływać na stabilność jego rządu. – Najważniejsi politycy Likudu siedzą cicho. Tylne ławy popierają go zdecydowanie – mówi Benn. Od premiera nie odwrócili się też szefowie koalicyjnych partii. Nie wynika to jednak z ich sympatii do „Bibiego", ale raczej politycznej kalkulacji. Rozpad całego bloku doprowadziłby najprawdopodobniej do przedterminowych wyborów, na których prawicy obecnie nie zależy. Niewykluczone jednak, że z ciemnych chmur, które zebrały się nad Netanjahu, lunie w końcu deszcz. – Pytanie, czy koalicjanci będą dalej tak skłoni tworzyć rząd, jeśli prokurator zdecyduje się oskarżyć premiera – zastanawia się Lipner.

Dziennikarze CNN zauważają, że wielu polityków w obozie rządzącym ma duże ambicje i dokładnie przygląda się sytuacji wokół „Bibiego". Minister edukacji i lider partii Żydowski Dom Naftali Bennett na początku marca zapowiedział, że weźmie udział w wyścigu o fotel szefa rządu, jeśli „Magik" rozpisze wcześniejsze wybory. Nie wiadomo także, jak trwałe jest poparcie Izraelczyków. Może się zdarzyć, że gdy po zeznaniach byłych współpracowników na światło dzienne wyjdą kolejne skandale, opinia publiczna się od niego odwróci. Jedno jest pewne – Netanjahu nie powinien lekceważyć swojej sytuacji i pamiętać, co wydarzyło się z jego poprzednikiem. Gdy wizerunek Ehuda Olmerta za bardzo zaczął ciążyć partii, jego koledzy zmusili go do odejścia w polityczny niebyt. —Marcin Łuniewski

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Na początku marca pod oficjalną rezydencję Netanjahu w Jerozolimie podjechało kilka nieoznakowanych radiowozów. Uzbrojeni w długą broń ochroniarze otworzyli bramę i wpuścili samochody na teren posiadłości. Obecnym na miejscu reporterom przez ogrodzenie udało się zobaczyć tylko, jak policjanci niosący teczki z dokumentami wchodzą do budynku, gdzie urzęduje premier. Przed rezydencją zebrało się kilkanaście osób, domagających się ustąpienia Netanjahu w związku z toczącymi się przeciwko niemu śledztwami. Jeden z nich w rozmowie z dziennikarzami mówił: „Nie może rządzić i podejmować ważnych decyzji, kiedy ciążą na nim coraz poważniejsze zarzuty. Powinien ogłosić, że nie jest w stanie sprawować urzędu i wskazać kogoś innego". W tym samym czasie śledczy przesłuchują premiera w aferze korupcyjnej związanej z firmą Bezeq, zwanej także „Sprawą 4000". Równolegle w Tel Awiwie zeznania przed specjalną jednostką policji ds. przestępczości Lahav 433 składa żona szefa rządu Sara.

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Prawdziwa natura bestii
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Plus Minus
Śmieszny smutek trzydziestolatków
Plus Minus
O.J. Simpson, stworzony dla Ameryki
Plus Minus
Jan Maciejewski: Granica milczenia
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Plus Minus
Upadek kraju cedrów