Otóż podczas obowiązkowego dla studentów kierunków politechnicznych wykładu z filozofii zaproponował dyskusję o etyce. Postanowił przeanalizować moralne aspekty przerywania ciąży. Zachęcając uczestników zajęć do dyskusji, profesor przedstawił im argumenty przemawiające za tezą, że aborcja jest morderstwem. Studenci poczuli się oburzeni takim postawieniem sprawy i zaalarmowali lewicową organizację, która poskarżyła się na wykładowcę. Argument był taki, że przecież aborcja jest w wielu przypadkach w Belgii legalna, jest prawem kobiety, nie wolno jej więc nazywać morderstwem.
Władze uczelni zareagowały natychmiast i postanowiły zawiesić Merciera i przeprowadzić postępowanie dyscyplinarne. Nie byłoby w tym może nic nadzwyczajnego, gdyby nie kilka faktów. Otóż, po pierwsze, UCL to uczelnia... katolicka. Tymczasem zdaniem rzeczniczki tego uniwersytetu Tani Van Hemelryck zachowanie prof. Merciera było absolutnie nie do zaakceptowania, ponieważ uderza w wartości reprezentowane przez uczelnię. Ale to nie koniec niespodzianek. Od wypowiedzi młodego filozofa odciął się... rzecznik belgijskiego episkopatu jezuita ks. Tommy Scholtes: – Słowa Stephana Merciera wydają mi się karykaturalne. Słowo „morderstwo" jest zbyt mocne – powiedział. Zdaniem księdza odpowiedzialnego za komunikację belgijskich biskupów wypowiedzi młodego naukowca z UCL stoją w sprzeczności z nauczaniem papieża Franciszka, który wzywa do miłosierdzia, wrażliwości. W dodatku ks. Scholtes uznał, że takie stawianie sprawy aborcji, jak podczas zajęć prof. Merciera, szkodzi Kościołowi...
Sam Mercier tłumaczył się, że przedstawił tylko argumenty moralne, w dodatku zgodne z nauczaniem Kościoła, którego wszak papież Franciszek dotąd nie zmienił i nic nie wskazuje na to, by chciał to zrobić w przyszłości.
Liberalna lewica bywa oskarżana o to, że za pomocą politycznej poprawności stara się zamknąć usta wszystkim inaczej myślącym. Zachowanie belgijskich instytucji kościelnych pokazuje jednak, że na chorobę politycznej poprawności zapadła też część środowisk katolickich. To zaskakujące.
Często słychać narzekanie, że Europa zapomniała o swoich chrześcijańskich korzeniach, że traci swoją tożsamość i nie potrafi się przeciwstawić atakom ze strony radykalnego islamizmu. Krytycy na ogół piętnują właśnie środowiska liberalne i lewicowe, obarczając je odpowiedzialnością za ten stan rzeczy. Jednak trudno mieć pretensje do Europy, że przestaje być chrześcijańska, gdy Kościół na Zachodzie zaczyna się wypierać swego nauczania, gdy zaczyna je tak rozwadniać i tak przedstawiać, by nie urazić osób, które mają inne poglądy. Tolerancja i wrażliwość na uczucia innych to piękne cechy. Tyle tylko, że potępiając etyka za to, że nazwał sprawy po imieniu, belgijskie instytucje kościelne idą krok dalej, w imię tolerancji uderzają bowiem w podstawę nauczania Kościoła o świętości życia. Ta sytuacja pokazuje też, jak przedmiotowo niektórzy katolicy traktują nauczanie papieża Franciszka.