24 października 1945 roku porucznik Ekert zastępował starostę brzezińskiego, więc jego nazwisko znalazło się pod szyfrówką, która przez pół wieku była ukryta w wojskowym archiwum wśród tysięcy innych „ściśle tajnych" dokumentów:
Na terenie miejscowości Jeżów, na szosie Łódź–Rawa, toczy się walka między wojskami radzieckimi a społeczeństwem polskim. 17 zabitych i dużo rannych. Sytuacja nie opanowana. Prosimy o pomoc. Wojska radzieckie otrzymują posiłki ze strony Skierniewic na wieś Kosiska. Cały stan Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa, Milicji i starostwa brzezińskiego jest skierowany z odsieczą.
Nie byłoby tej walki, gdyby z majątku Popień nie wybrało się do Jeżowa dziewięciu żołnierzy Armii Czerwonej z kompanii ochrony Oficerskiej Szkoły Łączności. Dostali odpowiedzialne zadanie skontrolowania sprzedaży drzewek owocowych z majątku, w którym kwaterowali. Dowodził młodszy lejtnant Mitin. Zostawił żołnierzy na rynku i wrócił do Popienia. Jeszcze widać go było na drodze, gdy trzech pierwszych bojców zamawiało wódkę w restauracji na rynku. Dołączyli do nich koledzy, gdyż na zakupy wybierali się zawsze do Jeżowa, a jarmarku czerwonoarmiści nigdy nie przegapili. Awantura zaczęła się przy straganie. Widząc sojuznikow, sprzedawca podniósł cenę ogórków, bo poznał już ich słabość do zakuski. Żołnierze zaprotestowali, wiadro z ogórkami spadło na ziemię, a w powietrzu pomknęły przekleństwa w dwóch językach.
Nie udało się wyjaśnić, po czyich słowach wyzwiska przeszły w rękoczyny. W meldunkach milicyjnych podkreślono później, że czerwonoarmiści po wyjściu z restauracji „zamroczeni alkoholem wszczęli masowy rabunek przy użyciu siły, demolując stragany i bijąc ludzi". Nie strzelali, tylko grozili bronią. Obrzucono ich butelkami i kamieniami. Rzucili się do ucieczki. Czy oprócz kamieni goniły ich pociski, czy też sierżant Daniłow pierwszy ściągnął spust pepeszy – także nie sposób ustalić. Jedna i druga seria w powietrze rozjuszyła mieszkańców Jeżowa. Odpowiedzieli z pistoletów. Niebolsinow rzucił granat, więc któryś z Polaków postanowił się zrewanżować i po chwili leżał w kałuży krwi. Inni wycofywali się w stronę Popienia.
„Został zabity od kuli lub jako ranny dobity przez tłum" – napisał kapitan Gabrynowicz. W jego meldunku znalazła się też informacja o siedmiu rannych „osobach z tłumu", a po stronie rosyjskiej ciężko rannym Kisielowie i kontuzjowanym Chodakowskim. W sprawozdaniu czytamy: