Jakiś czas temu porównywano pana do Krzysztofa Piątka. Pół roku temu on był na szczycie, a pan walczył o powrót do gry po tym, jak zdiagnozowano u pana chorobę serca.
Ten przykład pokazuje, że rok w futbolu to bardzo dużo czasu. Trzeba Krzyśkowi pogratulować, że z Cracovii trafił do Milanu. Teraz ma trochę słabszy moment, ale sam zawiesił wysoko poprzeczkę. Dwa lata temu byliśmy na podobnym poziomie, ale wszyscy wiedzą, jak się to potoczyło: Piątek wyjechał do Włoch, a ja pojechałem do szpitala. Liczę, że kiedyś też wyjadę za granicę do mocnego klubu i zacznę tam odgrywać ważną rolę. Chyba że awansuję z Legią do Ligi Mistrzów.
Na początku sezonu bardziej do koncepcji trenera Aleksandara Vukovicia pasował Sandro Kulenović, a ostatnio musi pan ustępować miejsca Jose Kante. Pada pan ofiarą taktyki?
Na początku sezonu nie zasługiwałem na granie w pierwszym składzie. Nie byłem w tak dobrej formie, jak chociażby teraz. Czy Sandro Kulenović zasługiwał na miejsce w jedenastce, to inny temat i pytanie nie do mnie. Pokazałem, że jestem w stanie wrócić do dobrej formy, a nawet wejść na wyższy poziom niż przed chorobą. Już mam 11 goli strzelonych, a mam nadzieję, że uda się jeszcze coś dorzucić. Wstydu nie ma.
Mecz z ŁKS, kiedy zdobył pan dwa gole, pomógł się panu odblokować?