Powtórzono to pytanie w lutym. Piast przed rozpoczęciem rundy wiosennej, po 20 meczach zajmował szóste miejsce, ze stratą 11 punktów do prowadzącej Lechii i ośmiu do Legii. Nic dziwnego, że trenerzy nie zmienili zdania. Wskazywali jak zwykle na najbogatszą Legię, Lecha z Adamem Nawałką, Lechię lub Jagiellonię.
Czy trenerzy nie znają się na swojej pracy? Mam wrażenie, że kilku się nie zna. Gdzieś kiedyś coś im się udało, a potem jadą na nazwisku, grają rolę wszechwiedzących, na co mało zorientowani właściciele klubów dają się nabierać. Inni trenerzy wierzą, że piłką rządzą pieniądze i kto ma ich więcej, tym jego szanse są większe. Ustalony raz na kilka lat porządek jest nie do ruszenia.
Dochodzą do tego stereotypy w rodzaju „warszawka jest bliżej PZPN i Legii pomagają sędziowie". Wystarczy błąd sędziego Daniela Stefańskiego na korzyść Legii w meczu z Lechią, aby mieć argument potwierdzający teorię spiskową. W futbolu dla kibiców i trenerów nie ma granicy obłędu.
Waldemar Fornalik był daleko od tego rodzaju dywagacji i plotek. On w sondażu „PS" też nie stawiał na swoją drużynę, ale w jego wypadku wynikało to ze skromności. Stawiając na faworytów, dodawał, że „do walki zawsze może się włączyć inna drużyna". Cicho jechał – dalej zajechał. Kiedy faworyci borykali się z rozmaitymi problemami, Piast szedł jak burza. W rundzie dodatkowej wygrał sześć z siedmiu meczów. Pokonał najgroźniejszych rywali – Legię i Lechię – na ich stadionach.
W decydujących meczach Fornalik miał do dyspozycji wszystkich zawodników. Nikt nie był kontuzjowany, nikt się nie leczył. Trener sam przypomniał, że to efekt pracy i filozofii lekarza, który nie żyje od dziewięciu lat – doktora Jerzego Wielkoszyńskiego, fizjologa i trenera, który przez lata wprowadzał w Polsce nowatorskie metody leczenia kontuzji i przygotowywania do meczów.