Eksperci – o czym piszemy w „Rzeczpospolitej" – wskazują na fakt, że niektóre przepisy część osób dyskryminują, a inne faworyzują. Podkreślają również, że ustawa w tym kształcie daje spore pole do nadużyć. A żadna polska instytucja nie jest w stanie zweryfikować uczciwości beneficjentów programu.

Opozycja krytykuje rząd i wskazuje, że nie do końca wiadomo, gdzie znajdzie dodatkowe środki budżetowe, by program 500+ sfinansować. Można przyjąć zarówno argumenty eksperckie, jak i opozycji, i projekt PiS wyrzucić do kosza. Tylko czy to właściwa droga?

Napoleon Bonaparte zwykł mawiać, że „tylko ten nie popełnia błędów, kto nic nie robi". Otóż to. Nad każdą propozycją – nawet nie do końca przemyślaną – trzeba się pochylić. Po to właśnie, by stworzyć jak najlepsze i jak najbardziej przyjazne przepisy. Sama krytyka – bez propozycji zmian czy poprawienia złych rozwiązań – stanie się jedynie sztuką dla sztuki. Nie będzie niosła ze sobą elementów konstruktywnych. Tymczasem na rodzimej scenie politycznej najczęściej mamy do czynienia właśnie z krytyką dla samej krytyki. I dotyczy to w równym stopniu rządzących i opozycji. Niezależnie od tego, która partia jest u steru.

Zostawiam jednak czysto teoretyczne rozważania dotyczące kultury politycznej na boku. A do katalogu spraw, które rządzący przy okazji programu 500+ winni załatwić, dorzucę jeszcze jedną. Wydaje się bowiem, że pilnej naprawy wymaga w Polsce cały system opieki społecznej. System, który w obecnym kształcie jest pełen dziur, który tworzy prawdziwe patologie i otwiera duże pola do nadużyć.

Nie tylko dla osób z niego korzystających, ale także dla całej armii urzędników. Przez całe lata ekipy rządzące tolerowały to, jak wypływają z niej pieniądze. Dziwnie milczeli też eksperci, którzy dziś zabierają się do krytyki. A to właśnie w opiece społecznej – tam, gdzie pomoc powinna iść do tych, którzy jej naprawdę potrzebują – potrzeba pilnej reformy.