PiS przygotował nowelizację regulującą tryb uchylania immunitetu prezesa NIK, ale także m.in. rzecznika praw obywatelskich, prezesa IPN czy generalnego inspektora ochrony danych osobowych. Słyszę, że projekt jest po to, by sprawnie skazać Krzysztofa Kwiatkowskiego i „sczyścić" go z urzędu. I że na wszelki wypadek rządzący zapewnili sobie taką opcję również przy innych platformerskich nominatach – wszak taki Bodnar wielu w oczy kole...

Nie wiem, kogo chce „sczyścić" PiS, ale uważam, że sprawa Kwiatkowskiego dobitnie pokazała, iż obecnie nie ma (prawnej) siły na urzędowy immunitet. Nawet jeśli są mocne dowody na nadużywanie funkcji – np. właśnie przestępstwo urzędnicze – nie da się skazać delikwenta. Można oczywiście postawić np. prezesa NIK przed Trybunałem Stanu, ale to w naszych warunkach zwykle zdarzenie z gatunku tych przyszłych i niepewnych... Nie ma natomiast mowy o odpowiedzialności karnej, gdy nie daje się uchylić immunitetu.

W przypadku Kwiatkowskiego prawny absurd sięgnął zenitu. Choć prokuratura zarzuca mu ustawianie konkursów na kierownicze stanowiska w delegaturach NIK, immunitetu nie były mu władne uchylić sejmowe komisje – wszak ani to poseł, ani senator. Ale najlepsze jest to, że gdy prezes NIK sam postanowił zrzec się immunitetu, okazało się, że będzie to... nieskuteczne! Bo konstytucja daje taką możliwość tylko posłom i senatorom. A gdy pojawił się wniosek o postawienie Kwiatkowskiego przed Trybunałem Stanu, pojawiły się też opinie, że kasuje on wniosek prokuratury o uchylenie immunitetu. Diabli wiedzą dlaczego?!

Mamy więc prawny pat, de facto wyłączający spod odpowiedzialności karnej wysokich urzędników, którzy dopuścili się przestępstw. Trzeba to jak najszybciej uregulować, chyba że założymy, iż będą to zawsze postacie kryształowe. Niestety, historia uczy, że czasem powstają rysy na... immunitecie.

A wracając do potencjalnego „czyszczenia", to warto przypomnieć, że w takich urzędach jak NIK zwykle urzędowała opozycja. Nie wynikało to, rzecz jasna, z dobrej woli, lecz raczej z kalendarza wyborczego i kadencji prezesów. Jednak miał kto patrzeć władzy na ręce i tak powinno pozostać.