Tomasz Pietryga: W sądach spokoju nie będzie

Jarosław Kaczyński wie, że bomba atomowa w postaci zamrożenia funduszy przez Unię nie zostanie odpalona. Droga do dalszych zmian w sądach jest więc otwarta.

Aktualizacja: 08.09.2020 12:17 Publikacja: 07.09.2020 20:44

Tomasz Pietryga: W sądach spokoju nie będzie

Foto: Adobe Stock

Zmiany w sądach znów są na szczycie listy priorytetów Zjednoczonej Prawicy. To znak, że jesień dla Temidy może być gorąca. Przez ostatnie pięć lat PiS forsował radykalne zmiany w wymiarze sprawiedliwości, wchodząc w ostry konflikt nie tylko z sędziami, ale i z Brukselą, która zarzuciła mu łamanie praworządności. Efektem było otwarte postępowanie traktatowe oraz liczne sprawy przed Trybunałem w Luksemburgu.

Jarosław Kaczyński zręcznie manewrował konfliktem albo szedł na ustępstwa, żeby forsować reformy w innym miejscu. Tak było choćby z sędziowskim wiekiem emerytalnym i odesłaniem w stan spoczynku m.in. władz SN. Pod wpływem TSUE PiS się z tego wycofał, aby uniknąć kar oraz powiązania funduszy strukturalnych z praworządnością. Unijni komisarze wielokrotnie tym Polsce grozili. Im bliżej było do dzielenia pieniędzy z nowej perspektywy budżetowej UE, tym groźba wydawała się bardziej realna.

Czytaj też:

PiS bierze sądy na cel. Zmiany będą radykalne

Kolejny etap reformy sądów. Sąd Najwyższy do odchudzenia

Nowy rząd Morawieckiego ma reformować sądy i media

Tymczasem nic takiego się nie stało. Mechanizmu nie wprowadzono, a Polska stała się jednym z największych beneficjentów funduszy unijnych. Ich powiązanie z praworządnością byłoby możliwe, tylko gdyby nieprawidłowości dotyczyły wykorzystania środków UE. A z tym Polska nigdy większego problemu nie miała.

W UE mamy więc dwie rzeczywistości: symboliczną, gdy podczas licznych debat w Parlamencie Europejskim rząd prawicy jest chłostany, oraz Realpolitik z twarzą Angeli Merkel, gdy priorytet ma rozwój wspólnego rynku i wzmocnienie strukturalne. Po ostatnim szczycie UE Jarosław Kaczyński już wie, że bomba atomowa w postaci zamrożenia funduszy przez Unię nie zostanie odpalona. Droga do dalszych zmian w sądach jest więc otwarta.

Co nas czeka? Do tej pory PiS skupił się nas resecie kadrowym, wymianie elit i reorganizacji instytucji KRS, Sądu Najwyższego, prezesów sądów. Niewielką energię wkładał w reformy, które oznaczałyby jakościową zmianę dla obywateli. Teraz wraca do niektórych pomysłów sprzed lat – m.in. wprowadzenia jednolitego statusu sędziego (bez podziału na sędziów rejonowych, okręgowych i apelacyjnych), a także odchudzenia kadry kierowniczej w sądach. Czy polepszy to sytuację obywateli? Wątpię. W praktyce może to doprowadzić do jeszcze potężniejszego konfliktu. Zmiany w statusie sędziów może być też okazją do rozliczenia się z tymi niepokornymi.

Najbardziej tajemnicza jest zapowiedź kolejnych zmian w Sądzie Najwyższym i przecieki o planach drastycznego ograniczenia liczby sędziów. Pomysł dość odważny, zwłaszcza że nie tak dawno to PiS poszerzył jego skład, ustanawiając dwie nowe izby: Kontroli Nadzwyczajnej i Dyscyplinarną. Może jest to więc „próbny balon" wysłany opinii publicznej.

PiS traktuje konflikt o sądownictwo instrumentalnie. Przez pięć lat forsowane zmiany nie były nastawione na usprawnienie sądów. Chodziło bardziej o utrzymywanie negatywnego nastawienia do „nadzwyczajnej kasty" nie tylko twardego elektoratu prawicy. Obrońców sądów było niewielu. Bo sądownictwo zamknięte od dekad w wieży z kości słoniowej oderwało się od obywateli. Stąd zresztą klęska ruchów obywatelskich. Po tym, jak targany aferami Komitet Obrony Demokracji stracił na znaczeniu, kolejne organizacje mają charakter bardziej kanapowy. Są za słabe, aby wykrzesać masowy ruch społecznego protestu. Politycznych profitów na obronie sądów nie zbiła też opozycja, zwłaszcza Platforma. Mimo że włożyła wiele energii w obronę statusu TK, SN i KRS, nie przełożyło się to na wzrost poparcia dla niej.

Jarosław Kaczyński świetnie sobie zdaje z tego sprawę, dlatego po blisko roku sądy znowu wrócą do politycznej gry. A kwestia, czy będą pracować szybciej, czy wyjdą z impasu po pandemii, ma drugorzędne znaczenie.

Zmiany w sądach znów są na szczycie listy priorytetów Zjednoczonej Prawicy. To znak, że jesień dla Temidy może być gorąca. Przez ostatnie pięć lat PiS forsował radykalne zmiany w wymiarze sprawiedliwości, wchodząc w ostry konflikt nie tylko z sędziami, ale i z Brukselą, która zarzuciła mu łamanie praworządności. Efektem było otwarte postępowanie traktatowe oraz liczne sprawy przed Trybunałem w Luksemburgu.

Jarosław Kaczyński zręcznie manewrował konfliktem albo szedł na ustępstwa, żeby forsować reformy w innym miejscu. Tak było choćby z sędziowskim wiekiem emerytalnym i odesłaniem w stan spoczynku m.in. władz SN. Pod wpływem TSUE PiS się z tego wycofał, aby uniknąć kar oraz powiązania funduszy strukturalnych z praworządnością. Unijni komisarze wielokrotnie tym Polsce grozili. Im bliżej było do dzielenia pieniędzy z nowej perspektywy budżetowej UE, tym groźba wydawała się bardziej realna.

Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Przywracanie, ale czego – praworządności czy władzy PO?
Opinie Prawne
Ewa Szadkowska: Bieg z przeszkodami fundacji rodzinnych
Opinie Prawne
Isański: O co sąd administracyjny pytał Trybunał Konstytucyjny?
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Adam Glapiński przed Trybunałem Stanu. Jakie jest drugie dno
Opinie Prawne
Paulina Szewioła: Podwójna waloryzacja? Wiem, że nic nie wiem