Wyróżnić się na tle takich gigantów, jak Epic Games, Square Enix, Bandai Namco, Konami, Bethesdy, Electronic Arts, Warner Bros. czy Ubisoft i Microsoft, to nie lada sztuka. Nam się to jednak udaje.

Na otrąbienie sukcesu jest pewnie za wcześnie, natomiast nie ma wątpliwości, że rodzimi game developerzy nie znikną w Kolonii w tłumie. I to nawet mimo tego, że nasi liderzy branży – CD Projekt i Techland – nie pokażą najprawdopodobniej swoich najbardziej oczekiwanych przez fanów na całym świecie tytułów.

Wszystko wskazuje na to, że warszawskie studio nie zdecyduje się na publiczne demo „Cyberpunka 2077", a jedynie zorganizuje pokaz za zamkniętymi drzwiami. Z kolei wrocławski producent potrzyma miłośników gry „Dying Light" („DL") w niepewności – na materiały z rozgrywki w „Dying Light 2" przyjdzie im jeszcze poczekać. Ten czas Techland osłodzi jednak kolejnym dodatkiem do „DL" – „Bad Blood" (to niezwykle popularny dziś tryb gry, tzw. battle royal, w którym gracze walczą ze sobą do momentu, gdy na polu zostanie ostatni z nich).

Fakt, że przed startem Gamescom na świecie mówi się o polskich grach, których publicznie w Kolonii jeszcze nie będzie można zobaczyć, świadczy o sile polskiego rynku cyfrowej rozrywki. Dziś rodzime produkcje wymieniane są jednym tchem z tak oczekiwanymi tytułami, jak choćby japońskie „Life is Strange 2" (Square Enix), „Total War: Three Kingdoms" (Sega) czy amerykańskie „Diablo 4" (Blizzard) i „Battlefield V" (EA).

Oczywiście najwięcej szumu robią nasi wspomniani już liderzy – CD Projekt i Techland. Do grona tego szanse mają dołączyć jednak kolejni, jak choćby 11 bit studios (zbierający laury po premierach „This War of Mine" i ostatniej „Frostpunk") oraz The Farm 51, który szykuje potencjalny przebój – „World War 3".