Po ostatnich wypowiedziach przedstawicieli Sądu Najwyższego, Naczelnego Sądu Administracyjnego, a wcześniej władz samorządów adwokackich, radcowskich i części rad wydziałów prawniczych uznanych uczelni władza powoli zmienia narrację. Do tej pory głównym winowajcą kryzysu prawnego był Trybunał Konstytucyjny i jego, ponoć uwikłani politycznie, sędziowie. Teraz wrogiem staje się „prawnicze lobby", „prawniczy establishment" czy „prawnicze korporacje". Na pewno brzmi to jeszcze bardziej złowrogo.
Sędziowie spisani na straty
Załóżmy przez chwilę, że władza ma rację. Sędziowie Sądu Najwyższego to „kolesie" chcący partykularnie pomóc swoim „kumplom" z Trybunału. Zamiast wynosić pod niebiosa błyskotliwe wykładnie prawne dokonywane w radiu i telewizji przez pana posła Sasina et consortes, trwają uparcie przy swoich rażąco błędnych pomysłach. Jeżeli tak naprawdę jest, sytuacja wygląda zatrważająco. Otóż grupy sędziów, profesorów, umieszczone w newralgicznych miejscach w państwie albo zupełnie nie znają się na prawie, albo specjalnie po cichu spiskują, jak zaangażować autorytet SN, NSA, uczelni dla pomocy „kolesiom" w swoich ciemnych machinacjach. Jeżeli tak jest, to władza nie może w swoich działaniach poprzestać na takich błahostkach jak niedrukowanie wyroku Trybunału. To za mało. Trzeba pójść dalej.
Przede wszystkim trzeba zdiagnozować, któż do tego „establishmentu" należy. Problem jest duży. Z jednej strony możemy od razu tutaj spisać na straty sędziów SN, sędziów NSA czy pracowników rad wydziału głosujących za antyrządowymi uchwałami. Ale co zrobić z pozostałymi? Czy jeżeli jakiś profesor za daną uchwałą nie głosował, to już w owym establishmencie nie jest? Trudna sprawa. Chyba Ministerstwo Sprawiedliwości będzie musiało pomóc ją rozwiązać, wydając indywidualne interpretacje.
Miejmy nadzieję, że po trudach i znojach uda się wreszcie ów „establishment" dokładnie zdefiniować. Skoro jest taki zły, trzeba go usunąć. Pierwszy pomysł – wymienić na inny. Brzmi ładnie, tylko pytanie, jak to zrobić. Na obrzeżach prorządowej publicystyki pojawiają się tezy, że gdzieś tam, hen, hen, daleko, za siedmioma górami i lasami znajdują się „młodzi, zdolni prawnicy" przez ów establishment strasznie ciemiężeni.
Przyznam szczerze, że osobiście miałbym pewną trudność ze znalezieniem dużej grupy takich „antyestablishmentowych" prawników. W moim odczuciu znakomita większość adwokatów, radców prawnych, sędziów przyznaje – przynajmniej częściowo – rację Trybunałowi Konstytucyjnemu w sporze z rządem. No, ale może się nie znam, może ci „młodzi, zdolni" są schowani gdzie indziej. Także warto ich znaleźć, po czym od razu włączyć do Sądu Najwyższego, NSA i wydziałów prawa. Niechaj trzydziestoletni sędzia sądu rejonowego zostanie z miejsca pierwszym prezesem SN. Niech świeżo upieczony absolwent prawa przejmie we władanie cały NSA, a na wydziałach prawa miejsce "„niedobrych profesorów" zajmą najlepiej studenci (nieskażeni wszakże patologią i układami). Ewentualnie można szybko mianować nowych docentów – mamy dobre wzorce z Marca'68.