Koń trojański korporacji

Miejmy nadzieję, że po trudach i znojach uda się władzy ów „prawniczy establishment" zdefiniować. A skoro jest taki zły, trzeba go usunąć – ironizuje radca prawny Maciej Nowak.

Aktualizacja: 07.06.2016 08:00 Publikacja: 06.06.2016 20:26

Koń trojański korporacji

Foto: 123RF

Po ostatnich wypowiedziach przedstawicieli Sądu Najwyższego, Naczelnego Sądu Administracyjnego, a wcześniej władz samorządów adwokackich, radcowskich i części rad wydziałów prawniczych uznanych uczelni władza powoli zmienia narrację. Do tej pory głównym winowajcą kryzysu prawnego był Trybunał Konstytucyjny i jego, ponoć uwikłani politycznie, sędziowie. Teraz wrogiem staje się „prawnicze lobby", „prawniczy establishment" czy „prawnicze korporacje". Na pewno brzmi to jeszcze bardziej złowrogo.

Sędziowie spisani na straty

Załóżmy przez chwilę, że władza ma rację. Sędziowie Sądu Najwyższego to „kolesie" chcący partykularnie pomóc swoim „kumplom" z Trybunału. Zamiast wynosić pod niebiosa błyskotliwe wykładnie prawne dokonywane w radiu i telewizji przez pana posła Sasina et consortes, trwają uparcie przy swoich rażąco błędnych pomysłach. Jeżeli tak naprawdę jest, sytuacja wygląda zatrważająco. Otóż grupy sędziów, profesorów, umieszczone w newralgicznych miejscach w państwie albo zupełnie nie znają się na prawie, albo specjalnie po cichu spiskują, jak zaangażować autorytet SN, NSA, uczelni dla pomocy „kolesiom" w swoich ciemnych machinacjach. Jeżeli tak jest, to władza nie może w swoich działaniach poprzestać na takich błahostkach jak niedrukowanie wyroku Trybunału. To za mało. Trzeba pójść dalej.

Przede wszystkim trzeba zdiagnozować, któż do tego „establishmentu" należy. Problem jest duży. Z jednej strony możemy od razu tutaj spisać na straty sędziów SN, sędziów NSA czy pracowników rad wydziału głosujących za antyrządowymi uchwałami. Ale co zrobić z pozostałymi? Czy jeżeli jakiś profesor za daną uchwałą nie głosował, to już w owym establishmencie nie jest? Trudna sprawa. Chyba Ministerstwo Sprawiedliwości będzie musiało pomóc ją rozwiązać, wydając indywidualne interpretacje.

Miejmy nadzieję, że po trudach i znojach uda się wreszcie ów „establishment" dokładnie zdefiniować. Skoro jest taki zły, trzeba go usunąć. Pierwszy pomysł – wymienić na inny. Brzmi ładnie, tylko pytanie, jak to zrobić. Na obrzeżach prorządowej publicystyki pojawiają się tezy, że gdzieś tam, hen, hen, daleko, za siedmioma górami i lasami znajdują się „młodzi, zdolni prawnicy" przez ów establishment strasznie ciemiężeni.

Przyznam szczerze, że osobiście miałbym pewną trudność ze znalezieniem dużej grupy takich „antyestablishmentowych" prawników. W moim odczuciu znakomita większość adwokatów, radców prawnych, sędziów przyznaje – przynajmniej częściowo – rację Trybunałowi Konstytucyjnemu w sporze z rządem. No, ale może się nie znam, może ci „młodzi, zdolni" są schowani gdzie indziej. Także warto ich znaleźć, po czym od razu włączyć do Sądu Najwyższego, NSA i wydziałów prawa. Niechaj trzydziestoletni sędzia sądu rejonowego zostanie z miejsca pierwszym prezesem SN. Niech świeżo upieczony absolwent prawa przejmie we władanie cały NSA, a na wydziałach prawa miejsce "„niedobrych profesorów" zajmą najlepiej studenci (nieskażeni wszakże patologią i układami). Ewentualnie można szybko mianować nowych docentów – mamy dobre wzorce z Marca'68.

Rzecz jasna, może pojawić się problem – nie wszyscy „młodzi zdolni" okażą się podzielać wszystkie złote myśli rządowych posłów na temat wykładni prawa. Wtedy trzeba będzie cofnąć się do wzorców jeszcze wcześniejszych – sądów ludowych z lat 40. i 50. I na ulicy szybko zrekrutować nowy, wspaniały „prawniczy establishment".

Przesadzam? Niemożliwe? Jakżeż to? Przecież potrzebna jest jakaś zdecydowana reakcja, skoro „prawniczy establishment" jest taki straszny, jak opisuje to władza. Ktoś stwierdzi, że taka wymiana sędziów byłaby zbyt rewolucyjna? To może trzeba obecnych prawników jakoś mocniej podporządkować?

Mętlik w głowach

Proszę bardzo. Rozmnóżmy możliwe dyscyplinarki dla sędziów, napiszmy, jak mają orzekać, zróbmy „izbę ludową", która wsłuchując się w głos społeczny, będzie mogła wszystkie błędy i wypaczenia naprawiać.

Podobnie postąpiły w roku 1954 władze Afryki Południowej. Tam też sądy nie orzekały w taki sposób, jak chciała władza. Sądy bowiem nie widziały podstaw proceduralnych dla dokonywanych zmian w prawie wyborczym. Władza chciała odebrać prawa wyborcze ludności nie białej i nie czarnej. Sądom to się nie spodobało, a wtedy rząd Afryki powołał swój nadzwyczajny sąd, który orzekał już tak, jak było trzeba.

Cóż, mam jednak złe wiadomości – skończyło się to niezbyt dobrze. Szybko zrobił się straszny bałagan prawny, władza musiała ustąpić i swój nowy sąd zlikwidować. A jej wcześniejsze poczynania do dzisiaj są przedstawiane w publikacjach z zakresu teorii prawa (m.in. u Herberta Harta) jako przykład patologii systemu prawnego.

I tak źle, i tak niedobrze. Pozostaje jedno rozwiązanie. Przygotowywanie prostych, przejrzystych aktów prawnych. Tak, by możliwość naginania przepisów przez wszystkich złych prawników możliwie najmocniej ograniczyć. Rząd twierdzi, że prawo ma być proste i jasne – dla społeczeństwa.

Z tym ostatnim akurat z mojej strony pełna zgoda. Tylko z przykrością musimy zauważyć, że ostatnie działania są w tym zakresie przeciwskuteczne. Chociażby ustawa dotycząca obrotu ziemią rolną to zbiór przepisów nieprzemyślanych, niejasnych i wzajemnie nieskorelowanych. Już teraz wielu właścicieli nieruchomości rolnych ma mętlik w głowie, czy ziemię rolną może sprzedawać, darować i zmieniać. I powiem więcej, większość z nich samodzielnie nie da rady. Będzie potrzebowała pomocy prawników. Więcej, dla właściwego zrozumienia przepisów potrzebne będą wskazówki przedstawicieli tego strasznego – o zgrozo „prawniczego establishmentu": uznanych sędziów, autorów komentarzy czy glos. Jaki stąd wniosek? Czyżby okazało się, że władza jest koniem trojańskim „prawniczych korporacji"? A to ciekawe.

Autor jest wykładowcą w Katedrze Prawa i Gospodarki Nieruchomościami Zachodniopomorskiego Uniwersytetu Technologicznego w Szczecinie, radcą prawnym

Po ostatnich wypowiedziach przedstawicieli Sądu Najwyższego, Naczelnego Sądu Administracyjnego, a wcześniej władz samorządów adwokackich, radcowskich i części rad wydziałów prawniczych uznanych uczelni władza powoli zmienia narrację. Do tej pory głównym winowajcą kryzysu prawnego był Trybunał Konstytucyjny i jego, ponoć uwikłani politycznie, sędziowie. Teraz wrogiem staje się „prawnicze lobby", „prawniczy establishment" czy „prawnicze korporacje". Na pewno brzmi to jeszcze bardziej złowrogo.

Sędziowie spisani na straty

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Reksio z sekcji tajnej. W sprawie Pegasusa sędziowie nie są ofiarami służb
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Ideowość obrońców konstytucji
Opinie Prawne
Jacek Czaja: Lustracja zwycięzcy konkursu na dyrektora KSSiP? Nieuzasadnione obawy
Opinie Prawne
Jakubowski, Gadecki: Archeolodzy kontra poszukiwacze skarbów. Kolejne starcie
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Opinie Prawne
Marek Isański: TK bytem fasadowym. Władzę w sprawach podatkowych przejął NSA