W nakręconej przez Mela Brooksa ponad 40 lat temu komedii „Młody Frankenstein” strażniczką transylwańskiego zamku, w którym ożywiano trupy, była kobieta o niebanalnej urodzie wiedźmy, niejaka frau Blücher. Na dźwięk jej nazwiska konie rżały z przerażenia. Rządząca Polską formacja polityczna w roli frau Blücher obsadziła euro, obarczając wspólna walutę winą za wszelkie plagi trawiące Stary Kontynent – od załamania gospodarczego Grecji po rzekomą słowacką drożyznę. PiS straszy nią Polaków – trzeba powiedzieć – wyjątkowo skutecznie. Prawie połowa uważa, że zamiana złotego na euro byłoby czymś złym, a tylko co siódmy – że wręcz przeciwnie. To efekt całych lat zohydzania europejskiego pieniądza.

W ten trend wpisał się właśnie Adam Glapiński, wywodzący się z obecnie rządzącego środowiska politycznego prezes NBP. Udzielił w przyjaznym władzy tygodniku „Sieci” wywiadu, w którym nazywa ujawnienie afery KNF atakiem na NBP i niego osobiście. Sugeruje wręcz, że „atak” ma związek z podnoszonym przez opozycję i wielu ekonomistów postulatem wprowadzenia Polski do strefy, które byłoby „największym sukcesem dla Niemiec, Francji”.

Prezes NBP przedstawia się jako główna przeszkoda dla zamiany złotego na euro (w rzeczywistości przeszkodą jest zmiana Konstytucji) i – wpisując się w schemat „źli kapitaliści, dobry lud” – przekonuje, iż na euro zyskają wielkie banki, głównie zagraniczne, i bardzo zamożni ludzie inwestujący za granicą. A zwykli ludzie wydający pieniądze na dobra powszechnego użytku – stracą. Ani słowa o tym, że obawy dotyczą raczej tego, że ewentualne przyspieszenie wzrostu dochodów po wejściu do strefy wspólnej waluty mogłoby wyprzedzać wzrost produktywności polskiej gospodarki.

Prezes Glapiński podkreśla, że przyjęcie euro oznaczałoby utratę suwerenności polityki monetarnej, bo dziś możemy „reagować zmianą kursu złotego, waluty silnej i dostatecznie stabilnej”. I znów ani słowa, że amortyzacyjną zaletą utrzymywania narodowej waluty jest możliwość jej osłabienia w razie załamania koniunktury gospodarczej. Dzięki dewaluacji złotego nasz eksport stałby się bardziej atrakcyjny cenowo dla zagranicy, ale siła nabywcza Polaków by się zmniejszyła, bo podrożałyby towary oparte na dobrach importowanych, np. paliwa. Ale tego profesor ekonomii Andrzej Glapiński nie mówi czytelnikom w „Sieci”. Woli straszyć naród wspólną walutą, jak frau Blücher.