Nic bardziej mylnego. Rzeczywistość pokazuje, że im więcej mówi się o ekologii, tym jest gorzej. Opisywany w dzisiejszym wydaniu „Rzeczpospolitej" raport NIK tylko to potwierdza. Wnioski są alarmujące, okazuje się bowiem, że w kwestii recyklingu odpadów wręcz się cofamy. Analiza NIK dobrze uzupełnia krajobraz po masowych pożarach składowisk odpadów. Unaoczniły one opinii publicznej, jak poważny i bliski to problem. Bo okazało się nagle, że w erze walki o Puszczę Białowieską i kumaka nad Rospudą do Polski praktycznie bez żadnej kontroli i planu można przywozić na przykład odpady medyczne od naszych przyjaciół z Niemiec czy nawet odległej Australii.

Nikt naprawdę nie wie, ile takich śmieci trafiło do kraju i co się z nimi dzieje. A obrotny przedsiębiorca, kiedy „towar" już trafi do Polski, a pieniądze na konto, może bez większych konsekwencji porzucić biznes lub... może zdarzyć się pożar, który rozwiąże problem. Bo śmieci przywieźć łatwo, a utylizacja kosztuje, i to całkiem sporo.

I pewnie gdyby nie coraz częstsze pożary, nikt nie zainteresowałby się sprawą. Rząd w piarowskim stylu ogłosił, że zamierza rozprawić się z tak zwaną mafią śmieciową. Politycznie wygląda to smacznie, bo oto PiS bierze na celownik kolejne czarne charaktery. Tym razem policzy się z tymi, którzy trują nas z chęci zysku.  Jednak sprowadzenie problemu jedynie do mafii śmieciowej to duże uproszczenie. Idea walki o czyste środowisko została skutecznie odrealniona przez międzynarodowe organizacje ekologiczne i wielką politykę. Dyskusja o globalnym ociepleniu, topnieniu pokrywy lodowca, emisji CO2, za którą często stoi polityczna gra, nigdy nie przebiła się do świadomości Polaków.

Zatrute środowisko nie stało się rzeczywistym, świadomym, problemem dla społeczności lokalnych. A przecież tam wszystko się zaczyna. Tam powinny rozgrywać się batalie o czysty las, rzekę czy składowisko odpadów. To tam mieszkający ludzie jako wyborcy powinni wywierać presję na miejscowe władze, aby choćby dzikie wysypiska nigdy nie powstawały.

Ekologia musi się opierać na świadomości obywatelskiej. A do tego mentalnie nam ciągle daleko. W Wielkiej Brytanii o ekologii zaczęto mówić, kiedy lokalnie uświadomiono sobie, że zagrożony może być las Sherwood z mitu o Robin Hoodzie. Było to... kilkaset lat temu.