Pół roku, a nie dwa lata
Ponadto sądy często zgadzają się na przesłuchania wszystkich świadków zgłaszanych przez bank, nawet jeżeli zeznania nie mają znaczenia dla rozstrzygnięcia, lub dopuszczają biegłych, chociaż spór dotyczy zasady, a nie rachunków – wskazuje adwokat Jacek Czabański. – Gdyby sądy stosowały narzędzia z kodeksu, to typowa sprawa frankowa mogłaby trwać nie dłużej niż sześć miesięcy w pierwszej instancji.
Obecnie w Warszawie trzeba na to zakładać dwa lata, a do tego jeszcze 1,5 roku na rozprawę apelacyjną.
– Na przyspieszenie spraw frankowych powinno wpłynąć kształtowanie się linii orzeczniczej, zwłaszcza SN. Technicznie zaś wpływ mogą mieć narzędzia przewidziane w znowelizowanej procedurze cywilnej, np. zeznania świadków w formie pisemnej – ocenia adwokat Maciej Szymański.
– Sprawy można by szybciej osądzać, gdyby sądy działały sprawnie, a niestety czasami celowo zmierzają do opóźnienia orzeczeń, np. zobowiązując strony do sprecyzowania tez dowodowych już sprecyzowanych. Jeśli nie zmienią podejścia do spraw oczywistych, to mogą spowolnić jeszcze bardziej sprawy frankowe – ocenia adwokat Barbara Garlacz.
Frankowicze i ich prawnicy nie są jednak zupełnie bezbronni.
– Jeżeli frankowicz mieszka w ośrodku, w którym sprawy trwają krócej, np. w Legnicy czy Włocławku, to może pozwać bank w miejscu zamieszkania i przez to skrócić czas trwania sprawy. Może też przez sformułowanie żądania zapłaty poniżej 75 tys. zł skierować sprawę do sądu rejonowego, ale powinien sprawdzić, czy rzeczywiście tam sprawy trwają krócej niż w sądzie okręgowym – wskazuje Mariusz Korpalski, radca prawny.