Migalski: Kaczyński w aucie bez systemów bezpieczeństwa

Prezes wzmacnia ośrodek władzy, bo wierzy, że wybrani przez niego urzędnicy będą kompetentni i uczciwi. A ci nie zawsze tacy są.

Aktualizacja: 10.03.2016 06:15 Publikacja: 08.03.2016 17:32

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek

Jarosław Kaczyński zachowuje się tak wobec państwa, jak kierowca rajdowy wobec swojego samochodu – wymontowuje wszystkie zabezpieczenia, które mogłyby spowalniać jazdę i ograniczać władzę kierującego. To zapewne przynosi oczekiwane skutki, ale jednocześnie uprawdopodobnia ryzyko wypadku.

Rządy PiS od początku polegają na paraliżowaniu lub niszczeniu tych ośrodków, instytucji i organów, które mogłyby ograniczać wolę polityczną ośrodka władzy. Wszystko, co staje na przeszkodzie realizacji planów politycznych partii rządzącej, musi zniknąć lub zostać ubezwłasnowolnione. Walka z imposybilizmem jest tym, co charakteryzuje pierwsze miesiące sprawowania władzy przez nową ekipę.

Wyłączone systemy

Przypomina to zabiegi, którym poddawane jest normalne auto w czasie przekształcania go w bolid rajdowy. Wymontowywane są wszelkie elementy poprawiające bezpieczeństwo i kontrolujące zachowanie kierowcy. W tego typu samochodach nie ma czujników parkowania, systemów kontroli trakcji, kamer cofania i podobnych urządzeń, które ułatwiają jazdę, ale przede wszystkim czynią ją bardziej bezpieczną.

Przynosi to oczekiwane efekty – samochód staje się bardziej dynamiczny, lżejszy i – co najważniejsze – absolutnie powolny zamysłom kierowcy. Nic nie ogranicza jego władzy nad autem, które podlega jego woli. Żaden system nie może się włączyć, by skorygować jazdę lub by ostrzec o nadchodzącym niebezpieczeństwie. Bo tego typu korekcje i ostrzeżenia jedynie spowalniałyby jazdę i odwracały uwagę kierowcy.

Dobrym przykładem są tu auta Biura Ochrony Rządu, w których wymontowywane są zabezpieczenia ograniczające swobodę jazdy. Kierowca ma mieć pełnię władzy nad maszyną. Jest latami szkolony, by w pełni wykorzystać możliwości takiego auta, by w chwili zagrożenia wydobyć z niego całą moc i uciec przed niebezpieczeństwem.

Tyle tylko, że tego typu pojazdy najczęściej ulegają wypadkom. Robert Kubica miał wiele przykrych zdarzeń w czasie jazdy nie tylko z powodu dużych prędkości, ale także dlatego, że jego auta pozbawione są wielu systemów zapewniających bezpieczeństwo. Poruszanie się tak podrasowanymi samochodami rzeczywiście pozwala na osiąganie niemożliwych dla aut seryjnych prędkości, ale zwiększa ryzyko wypadku.

Zakwestionowana tradycja

Mądrzy ludzie przez setki lat tak konstruowali maszynerię państwową, by była ona jak najmniej narażona na awarie i wywrotki. Dlatego w krajach demokratycznych wprowadzono trójpodział władzy, zapewniono wolność mediów, związywano państwo umowami międzynarodowymi. Doktryna polityczna Jarosława Kaczyńskiego odrzuca tę głupią tradycję i konstruuje swoją – odrębną, choć nie tak znowu nowatorską.

Polega ona właśnie na zaprojektowaniu takiego ustroju, w którym ośrodek władzy byłby praktycznie niekontrolowany. Dlatego rząd, który jest emanacją myśli politycznej prezesa PiS, rozpoczął działalność od sparaliżowania Trybunału Konstytucyjnego, przejęcia mediów publicznych i zawłaszczenia służby cywilnej. Dokładnie tak należy rozumieć działania gabinetu Beaty Szydło oraz prezydenta Andrzeja Dudy. „Dobra zmiana" jest w istocie rozmontowaniem wszystkich mechanizmów ograniczających wolę polityczną realnego ośrodka władzy.

Analogicznie należy interpretować połączenie funkcji prokuratora generalnego i ministra sprawiedliwości. Zniesiona tym samym zostaje autonomia prokuratury jako ciała niezależnego od rządu. I bez względu na to, czy to rozwiązanie przyniesie spadek przestępczości czy też nie, istota sprawy polega na zawłaszczeniu kolejnej instytucji, która mogła ograniczać władztwo partii rządzącej.

Nie inaczej ma się sprawa z relacjami nowego rządu z instytucjami międzynarodowymi. Rada Europy czy Unia Europejska także są postrzegane przez obóz władzy jako hamulcowi zmian w naszym kraju. I wobec nich zastosowano ten sam modus operandi jak wobec instytucji wewnątrzkrajowych. Od samego początku gabinet Beaty Szydło znalazł się na kursie kolizyjnym wobec Zachodu właśnie dlatego, że przynależność naszego państwa do niego ogranicza w znacznym stopniu to, co rządzący mogą wyprawiać na domowym podwórku. Należało więc także do tych instytucji podejść jak do niepotrzebnych zabezpieczeń. I je odrzucić, wcześniej dyskredytując ich rolę.

Komisja Wenecka musiała zatem okazać się nie alarmową diodą, która ostrzega, że coś złego dzieje się z naszym państwem, ale upolitycznionym uzurpatorem, powiązanym tajnie z polską opozycją, która – jak wiadomo – uczestniczy w wojnie hybrydowej prowadzonej wobec nas przez Rosję. Debata w Parlamencie Europejskim nie mogła być z tej perspektywy niczym innym, jak wtrącaniem się do naszych spraw, a list trzech senatorów amerykańskich niczym więcej, jak wyrazem ignorancji jego autorów. Wszystkie te ostrzegające sygnały zostały przez obóz PiS potraktowane jako migające na desce rozdzielczej kontrolki, które zasługują jedynie na jedno – zignorowanie i wyłączenie.

Nie tylko aniołowie i szlachetni rycerze

Kaczyński odrzuca model liberalnego, demokratycznego państwa prawnego, w którym władza rządzących ograniczana jest wieloma zabezpieczeniami, systemem hamulców i równowagi. Zamiast tego funduje nam woluntarystyczny model ustroju politycznego, oparty na nieograniczonym władztwie rządzących. Zakłada on dobrą wolę oraz wysokie kompetencje ośrodka kierowniczego i jego urzędników.

Aż dziw bierze, że prezes PiS, doświadczony wszak politycznie i życiowo, wybrał model państwa oparty na tak optymistycznej i naiwnej koncepcji natury ludzkiej. Bo twórcy liberalnego, demokratycznego państwa prawnego konstruowali go, mając w głowie prawdziwych ludzi – którzy nie zawsze są szlachetni i kompetentni. Dlatego zadbali, by byli oni kontrolowani i powstrzymywani w swym władztwie. Kaczyński natomiast wprowadza ustrój, który może dobrze funkcjonować tylko wówczas, gdy na jego czele staną aniołowie. I to fachowi aniołowie.

Można jednak mieć podejrzenia, że członkowie partii rządzącej, ale nie tylko jej, nie spełniają żadnego z tych dwóch kryteriów. To zaś oznacza, że skonstruowany przez nich system polityczny, jak podrasowany bolid z niesprawnym kierowcą, wyleci z drogi na najbliższym zakręcie. Z nami w środku.

Autor jest politologiem, był europosłem PiS, PJN i Polski Razem

Jarosław Kaczyński zachowuje się tak wobec państwa, jak kierowca rajdowy wobec swojego samochodu – wymontowuje wszystkie zabezpieczenia, które mogłyby spowalniać jazdę i ograniczać władzę kierującego. To zapewne przynosi oczekiwane skutki, ale jednocześnie uprawdopodobnia ryzyko wypadku.

Rządy PiS od początku polegają na paraliżowaniu lub niszczeniu tych ośrodków, instytucji i organów, które mogłyby ograniczać wolę polityczną ośrodka władzy. Wszystko, co staje na przeszkodzie realizacji planów politycznych partii rządzącej, musi zniknąć lub zostać ubezwłasnowolnione. Walka z imposybilizmem jest tym, co charakteryzuje pierwsze miesiące sprawowania władzy przez nową ekipę.

Pozostało 89% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
sądownictwo
Sąd Najwyższy ratuje Ewę Wrzosek. Prokurator może bezkarnie wynosić informacje ze śledztwa
Kraj
Znaleziono szczątki kilkudziesięciu osób. To ofiary zbrodni niemieckich
Kraj
Ćwiek-Świdecka: Nauczyciele pytają MEN, po co ta cała hucpa z prekonsultacjami?
Kraj
Sadurska straciła kolejną pracę. Przez dwie dekady była na urlopie
Kraj
Mariusz Kamiński przed komisją ds. afery wizowej. Ujawnia szczegóły operacji CBA
Materiał Promocyjny
Wsparcie dla beneficjentów dotacji unijnych, w tym środków z KPO