Wydanie tego dokumentu nie odbiło się jednak szerokim echem. Poinformowały o nim głównie media katolickie i kilka portali, w tym rp.pl. W pozostałych mediach, tych które m.in. przy okazji filmu „Kler" czy wyroku nakazującego zakonowi chrystusowców wypłatę gigantycznego odszkodowania ofierze księdza, głośno krzyczały, że Kościół to siedlisko pedofilów, zapadła cisza.
Dyskusja na temat dokumentu toczy się za to w mediach społecznościowych. Pojawia się tam sugestia, że polscy biskupi w porównaniu z ich niemieckimi kolegami za słabo uderzyli się w piersi. Tak się bowiem złożyło, że publikacja listu polskich biskupów zbiegła się w czasie z obchodzonym przez Kościół w Niemczech Dniem Ochrony Dzieci przed Wykorzystaniem Seksualnym. Przy tej okazji przewodniczący niemieckiego episkopatu, kard. Reinhard Marx powiedział w homilii: „Zawiedliśmy i byliśmy jakby zaślepieni: nie chcieliśmy widzieć, nie chcieliśmy przyjąć do wiadomości, co się dzieje, umniejszaliśmy, nie chcieliśmy słuchać. Musimy z tym skończyć!".
Internauci zauważyli, że w dokumencie naszych biskupów takie zdanie się nie znalazło. Hierarchowie ze smutkiem stwierdzają, „że również w Polsce miały miejsce sytuacje seksualnego wykorzystywania dzieci i młodzieży przez niektórych duchownych", dodali, że Kościół zawsze uznawał „takie zachowania za wyjątkowo ciężki grzech" oraz że proszą „Pana, aby dał [im] światło i odwagę, by stanowczo zwalczać zepsucie moralne i duchowe". Zauważono też, że biskupi nie biją się w swoje piersi, lecz wzywają do tego głównie sprawców.
Spostrzeżenia te, choć są słuszne, to jednak dotyczą odmiennych form wypowiedzi i dyskusja wydaje się być bezprzedmiotowa. Śmiem bowiem twierdzić, że słowa, które popłynęły z ust niemieckiego purpurata, nie znalazłyby się w oficjalnym dokumencie episkopatu, na czele którego stoi. W Polsce nie brak jest biskupów, którzy formułują równie ostre opinie (jak choćby abp Wojciech Polak czy bp Piotr Libera), ale ich słów próżno szukać w dokumencie. Można byłby nawet uznać, że hierarchowie ci są marginalizowani i w oficjalnym słowie zwycięża głos zachowawczy. Nie będzie to stwierdzenie do końca pozbawione podstaw. Faktem jest, że w episkopacie ścierają się w tej kwestii różne koncepcje. Są np. biskupi, którzy boją się, że każde słowo na temat pedofilii zostanie wykorzystane przeciwko Kościołowi, inni zaś uważają, że nie ma się na co oglądać i przeć mocno do przodu.