Jest wielka potrzeba słów, kiedy między politykami toczy się spór o władzę. Słów, które będą niosły ze sobą prawdę, ocenę moralną, które poprzez upomnienie przyniosą ulgę. Takich jak te, które podczas pogrzebu prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza wygłosił ojciec Ludwik Wiśniewski.
Chcemy słyszeć wreszcie słowa, którym będzie można zaufać, nawet jeśli będą nieprzyjemne. To ulga, bo na co dzień słowa są na stałe przypisane, wręcz przyklejone, do którejś z opcji politycznych. To zwaśnieni politycy tworzą gotowe sformułowania, narzucają ton mediom. Jak Jarosław Kaczyński albo kiedyś Donald Tusk (Grzegorz Schetyna raczej nie ma takiej zdolności). Instynktownie, może w odruchu samoobrony, czujemy, że za takimi słowami czai się interes polityczny, i nauczyliśmy się już łapać dystans wobec nich. A ci, którzy nie łapią, skazują się na bezradną walkę w politycznych okopach. Nawet ci, którzy angażują się w działania polityczne w poczuciu odpowiedzialności, zgodnie z przekonaniami, mają świadomość, że politycy, nawet ci warci poparcia, mówią dziś w Polsce innym językiem, w którym nie ma wartości.
O. Ludwik Wiśniewski pokazał w sobotę, jaki jest jego wybór moralny – jasno i bez niedomówień. Zrezygnował z charakterystycznego dla Kościoła politycznego dystansu, który często pachnie koniunkturalizmem. Niektórzy mówili, że właśnie dlatego nie dopuszczono go do wygłoszenia homilii podczas pogrzebu.
Ale jego słowa niosły ten właśnie ładunek wartości, którego na co dzień próżno szukać w życiu publicznym. Nie bał się dewaluacji słów, do której przyczyniają się politycy, bo jego przemówienie nie wymagało ozdobników czy kwiecistych porównań. Jego siłą była bowiem moralna racja, niedostępna dla polskiego świata polityki.
O. Ludwik Wiśniewski jest wychowawcą. Wie, jak wpływać na umysły i emocje. Żadna władza nie lubi takiej konkurencji – ani państwowa, ani kościelna. Bo on kształtuje młodych ludzi jak Wit Stwosz ołtarze, nawet takich, dla których Bóg pozostaje konstruktem bardzo teoretycznym. Wychował kilka środowisk, nie tylko Ruch Młodej Polski, z którym związany był Paweł Adamowicz. Po odesłaniu z Gdańska, w drugiej połowie lat 80., wychowywał też młodych wrocławian – uczniów i studentów przychodzących do Duszpasterstwa Dominikanów.