Sobotni marsz opozycji dostał niespodziewaną zewnętrzną wycenę swej wagi. Dokładnie w momencie, gdy się rozpoczynał, Jarosław Kaczyński postanowił się zanurzyć w internecie, by w ten sposób odwrócić uwagę od tłumów zgromadzonych w Warszawie. Niechęć prezesa PiS do nowinek technicznych jest powszechnie znana. Jeśli zdecydował się więc na pogawędkę z użytkownikami sieci – których do niedawna podejrzewał o słabość do pornografii i piwka – to musiało go do tego skłonić wydarzenie naprawdę dużej rangi. Rzeczywiście, w centrali PiS nie ma obaw przed opozycją parlamentarną – Platformą, Nowoczesną czy PSL. Każda z tych partii ma własne kłopoty i nie jest gotowa na rywalizację z PiS.
Jedyne obawy w PiS budzi więc KOD i jego ludyczna dynamika – bo nie wiadomo, do czego ona doprowadzi. Emisariusze z centrali PiS obserwują wszystkie marsze i demonstracje organizowane przez KOD, skrupulatnie licząc frekwencję. Oficjalnie Kaczyński bagatelizuje działania KOD.
– Nie jest to wielkie zmartwienie. Protesty to wynik niezadowolenia z efektu wyborów – mówił na czacie. I zwracał się do uczestników marszu: – Więcej pewności siebie, więcej poczucia podmiotowości, równoprawności. To się przyda wam i waszym dzieciom.
Ale nie przypadkiem w dniu marszu PiS opublikował w internecie specjalny spot, w którym Kaczyński zaostrza język, grając na nastrojach antyimigracyjnych. O politykach opozycji uczestniczących w marszu KOD mówi m.in.: „Ci, którzy dziś maszerują – rzekomo w obronie demokracji – chcieli narzucić nam przymusowe przyjęcie imigrantów".
Marsz był sukcesem organizacyjnym opozycji, ale nic ponadto. Jeśli pod auspicjami KOD liderzy PO, Nowoczesnej, PSL czy SLD chcieli pokazać jedność, to była to jedność pozorowana. Po stronie wrogów PiS trwa bowiem podjazdowa wojna o to, kto odegra pierwsze skrzypce w starciu z Kaczyńskim. Gdy w minionym tygodniu, na fali przedmarszowej gorączki, KOD ogłosił powstanie koalicji Równość, Wolność, Demokracja, wstąpiły do niej karnie niemal wszystkie główne partie opozycji (Nowoczesna, PSL, SLD, Inicjatywa Polska, Zieloni, Stronnictwo Demokratyczne i Partia Demokratyczna). Utworzenie takiej koalicji znaczy nie tylko, że – wbrew wielokrotnym zapewnieniom Mateusza Kijowskiego – KOD wchodzi do polityki partyjnej. Znaczy także, że pod presją znalazła się Platforma, której lider Grzegorz Schetyna nie pali się do wspólnego opozycyjnego frontu i zbojkotował koalicję RWD. To niejedyne tarcia. Jeszcze przed marszem doszło do sporów o to, czy podczas imprezy PO powinna eksponować swoje partyjne szyldy, które odrzucają część wyborców. Ludzie Schetyny oświadczyli „koderom" i „nowoczesnym", że to oni płacą koszty organizacyjne, więc ze swych sztandarów nie zrezygnują – i tak zrobili. Były wreszcie na samym marszu docinki między ludźmi KOD a członkami Platformy. W finale lider Nowoczesnej Ryszard Petru postawił Schetynę pod ścianą: – Jesteśmy w stanie się zjednoczyć, jak przyjdzie do wyborów. Jesteśmy w stanie stworzyć wspólną koalicję z KOD, z Platformą, z lewicą, z PSL, żeby wygrać z tą podłą zmianą – rzucił ze sceny, budząc entuzjazm tłumów.