Po referendum w Wielkiej Brytanii dotyczącym wyjścia z Unii politycy europejscy starali się zrobić wszystko, by brexit był tak bolesny, żeby nikomu innemu nie zrodziła się w głowie idea nowego exitu. Schulz nie chce nikogo zatrzymywać, on zamierza wyrzucać tych, którzy nie podzielają jego federalnej wizji.

Schulzowskie Stany Zjednoczone Europy miałyby prowadzić wspólną politykę finansową, gospodarczą, migracyjną i stawić czoło potęgom światowym, w tym Stanom Zjednoczonym Ameryki.

Trudno nie zauważyć, że takie europejskie Stany byłyby korzystne przede wszystkim dla Niemiec. To niemiecki eksport, a nie grecki czy portugalski, by na tym zyskiwał. Podobnie z polityką migracyjną. To o Niemczech marzą przecież uciekinierzy z Afryki i Azji, a nie o Estonii czy Bułgarii. Zresztą traktat konstytucyjny, który miałby stać się fundamentem tej federalnej UE, padłby w referendum w Holandii czy Francji, gdzie zwolennicy imigracji z innych kręgów kulturowych są w znacznej mniejszości. Padłby i w Niemczech, ale tam nie będzie referendum. Jest natomiast świeży sondaż dla „Bild am Sonntag": tylko 30 proc. popiera pomysł szefa SPD.

Parę dni przed przemówieniem Schulza jego kolega partyjny, szef dyplomacji Sigmar Gabriel, mówił o konieczności obrony interesów Niemiec przez USA. Bo Amerykanie swoimi sankcjami utrudniają powstanie gazociągu z Rosji, Nord Stream 2. Wymarzone przez niemieckich socjaldemokratów europejskie Stany prowadziłyby wreszcie nieskrępowaną współpracę z Moskwą.

Schulz dzieli Europę. Popularne jest ostatnio komentowanie różnych wypowiedzi stwierdzeniem „Na Kremlu strzelają korki od szampana". Nie lubię go, ale tu akurat pasuje.