W Senacie niemal bez szemrania (szemrali nieco senatorowie PO) przeszły kolejne nowelizacje ustaw dotyczących SN. Teraz musi się opowiedzieć długopis leżący na biurku prezydenta RP. Nie mam wątpliwości, że nie zabraknie w nim tuszu.

Prezydent zapewne jest już dogadany w sprawie pogrzebania referendum konstytucyjnego i karmi się złudzeniami w sprawie poparcia przez PiS swojej kandydatury na drugą kadencję, więc pewnie zalegalizuje to pisane naprędce, akcydensowe prawo. Choć warto przypomnieć, że rok temu zawetował dwie ustawy sądowe, tłumacząc, że dają one ministrowi sprawiedliwości zbyt duży wpływ na sądownictwo. Działanie nowej KRS pokazuje, że wpływy ministra sprawiedliwości w sądownictwie zamiast się zmniejszyć, rosną. Teoretycznie precedens może się powtórzyć. Gdyby jednak nie, podpisanie nowelizacji przyspieszy wybór podległego PiS, pierwszego prezesa SN i doleje oliwy do buchającego wysoko ognia konfliktu na szczytach wymiaru sprawiedliwości.

Jakie będą skutki? Prezes Małgorzata Gersdorf daje do zrozumienia, że się wycofa sama, pozostając w swoim mniemaniu „pierwszym prezesem SN na uchodźstwie". Miałoby to sens tylko w jednym scenariuszu: jeśli Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej w sprawie znowelizowanych przepisów o SN zawyrokuje o przywróceniu status quo ante zarówno w sensie legislacyjnym, jak i personalnym. Wtedy prof. Gersdorf będzie miała dokąd wracać. W innym wypadku triumfalny powrót z Sulejówka na główną scenę nie zdarzy się nigdy.

To jednak wszystko wydarzenia przyszłe i niepewne, trudno więc dziś budować na nich jakiekolwiek konsekwentne wizje przyszłości. Pewne jest jedno: SN rychło doczeka się procedury wskazania nowego pierwszego prezesa, którego jedni będą kontestowali jako zmiennika, inni zaś upierali się, że pełni swe obowiązki legalnie. Tym ważniejsze jest budowanie społecznego zaufania do zawodu sędziego, a nie propagowanie przekonania, że sądownictwo zostało całkowicie przejęte przez rządzącą partię. Trudno bowiem założyć, że wśród tysięcy sędziów z dnia na dzień zniknie przyzwoitość i zgaśnie duch niezawisłości. Dają na to zresztą wciąż dowód stanowiska stowarzyszeń sędziowskich. To pierwszy wniosek. Drugi dotyczy decyzji pana prezydenta. Podpisując zmiany w prawie, musi mieć świadomość, że partii rządzącej w mniejszym stopniu może chodzić o ingerowanie w indywidualne postępowania sądowe, w większym zaś o szybkie przejęcie Trybunału Stanu, na którego czele stoi pierwszy prezes SN, a resztę składu wybiera Sejm. Przejęcie stanowiska przewodniczącego Trybunału Stanu z pewnością ułatwiłoby możliwość eliminowania z życia publicznego wskazanych polityków. Jeśli ten instrument zostanie intencjonalnie użyty przeciw opozycji w nadchodzących wyborach, odpowiedzialność za to spadnie również na Andrzeja Dudę. I z pewnością nie zapomną o tym podręczniki historii. Czy ma tego świadomość? ©?