Łomanowski: Wyborczy chaos na Ukrainie

Poroszenko najprawdopodobniej odchodzi, a na jego miejsce wpycha się niepewność. Nie wiadomo, co niesie ze sobą nowy prezydent.

Aktualizacja: 20.04.2019 21:29 Publikacja: 18.04.2019 18:47

Łomanowski: Wyborczy chaos na Ukrainie

Foto: AFP

Walka o fotel prezydenta zdestabilizowała Ukrainę. Jednak nie stało się tak z powodu ostrej, brutalnej kampanii. Przyczyną jest prawdopodobny zwycięzca, który zaciekle nie chce ujawnić, co i jak zamierza robić w kraju. A mimo to jest faworytem wyborów.

Ewentualne zwycięstwo Wołodymyrowi Zełenskiemu zapewnią bowiem nie jego własne zalety, lecz ogromny tzw. elektorat negatywny urzędującego prezydenta. W całym kraju są znaczące grupy wyborców gotowe głosować na kogokolwiek, byle nie na Petra Poroszenkę.

Jeśli pominiemy błędy, jakie on sam popełnił, sprawując urząd prezydenta (np. zaciekle opierając się instytucjonalizacji zwalczania korupcji), można smutno skonstatować, że od ponad ćwierć wieku każdy prezydent Ukrainy, który próbował jakoś zmieniać swój kraj, odchodził w niesławie, skreślony przez wyborców. Krawczuk, Juszczenko, teraz Poroszenko. Na ich miejsce przychodzili politycy wyniesieni do władzy głosami ze wschodu kraju, domagającymi się stabilizacji i przyjaźni z Rosją. Tak doszedł do władzy Kuczma, a po nim Janukowycz.

Poroszenko najprawdopodobniej więc odchodzi, a na jego miejsce wpycha się niepewność. Dlatego że złamane zostały te niepisane zasady życia politycznego: wschód Ukrainy nikogo już nie wyniesie do władzy, dlatego że przestał istnieć w dotychczasowej formie – częściowo anektowany przez Rosję i przecięty krwawą linią frontu. Nie wiadomo więc, co niesie ze sobą nowy polityk, który najprawdopodobniej obejmie władzę w Kijowie. Patrioci ukraińscy są przerażeni, zdając sobie sprawę ze słabości struktur państwa, które zostaną poddane dodatkowemu zagrożeniu – rządom nowicjusza, niemającego pojęcia nawet o prawie własnego kraju (z wyjątkiem może prawa podatkowego).

Ale – o dziwo – zaniepokojona jest też Rosja. A przecież właśnie o bliskie związki z nią oskarżają Wołodymyra Zełenskiego jego przeciwnicy. Tymczasem na ostatniej prostej ukraińskiej kampanii wyborczej Moskwa urządziła Kijowowi crash test, rozszerzając nagle sankcje i zakazując importu ropy nad Dniepr. Teraz Kreml będzie czekał na reakcję nowego szefa ukraińskiego państwa, która posłuży do określenia jego przydatności lub nieprzydatności dla rosyjskiej polityki.

My z kolei patrzymy na wydarzenia nad Dnieprem skonsternowani, nie wiedząc, jak wpłyną na wzajemne stosunki naszych krajów. Poprzednio prorosyjscy prezydenci w Kijowie łagodzili konflikty wywoływane przez zachodnioukraińskie środowiska nacjonalistyczne (i podchwytywane u nas radośnie przez rodzimych nawiedzonych). Teraz część z tych środowisk na Ukrainie popiera Zełenskiego, co może świadczyć o tym, że nasze konflikty będą miały charakter ciągły (przynajmniej w sferze historycznej, i oby do niej się tylko ograniczały).

Nie jest to dobry znak, ale na pewno mogłoby być gorzej. Kiedy? Gdyby arbitrem w tych sporach został Władimir Putin.

Walka o fotel prezydenta zdestabilizowała Ukrainę. Jednak nie stało się tak z powodu ostrej, brutalnej kampanii. Przyczyną jest prawdopodobny zwycięzca, który zaciekle nie chce ujawnić, co i jak zamierza robić w kraju. A mimo to jest faworytem wyborów.

Ewentualne zwycięstwo Wołodymyrowi Zełenskiemu zapewnią bowiem nie jego własne zalety, lecz ogromny tzw. elektorat negatywny urzędującego prezydenta. W całym kraju są znaczące grupy wyborców gotowe głosować na kogokolwiek, byle nie na Petra Poroszenkę.

Pozostało 82% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Komentarze
Michał Szułdrzyński: „Płatni zdrajcy, pachołkowie Rosji”. Dlaczego Tusk tak mocno zaatakował PiS
Komentarze
Rusłan Szoszyn: Parada nie zwycięstwa, ale hipokryzji i absurdu
Komentarze
Michał Szułdrzyński: PiS podwójnie zdradzony
Komentarze
Jacek Cieślak: Luna odpadła, ale jest golas z Finlandii. Po co nam w ogóle Eurowizja?
Materiał Promocyjny
Dlaczego warto mieć AI w telewizorze
Komentarze
Zuzanna Dąbrowska: Afera sędziego Tomasza Szmydta jest na rękę Tuskowi i KO, ale nie całej koalicji