Do końca nie będziemy wiedzieli, czy Wielka Brytania pozostanie z nami w Unii Europejskiej, czy też rozpocznie się niezwykle niebezpieczny proces demontażu Wspólnoty.
Dziś bardzo trudno ocenić, jak duży wpływ na wynik głosowania będzie miało ujawnienie, że w latach kryzysu, gdy wszyscy zaciskali pasa, David Cameron korzystał z panamskich funduszy swojego ojca i unikał w ten sposób płacenia podatków.
Czytaj więcej:
Premier jest pokerzystą i już dwukrotnie wychodził obronną ręką z podobnej opresji. W 2014 r. ostatecznie wygrał referendum w sprawie pozostania Szkocji w Wielkiej Brytanii, a rok później raz jeszcze poprowadził torysów do zwycięstwa mimo surowych reform rynkowych przeprowadzonych w ciągu poprzednich pięciu lat. Jest więc zupełnie możliwe, że uda mu się po raz trzeci.
Ale już sam przebieg kampanii przed referendum musi w najwyższym stopniu niepokoić. Stawka w tej grze jest przecież niezwykle wysoka. Wyjście Wielkiej Brytanii radykalnie osłabiłoby Unię, pozbawiło ją liberalnego ducha, ambicji wojskowych, znacznej części wpływów cywilizacyjnych i pozycji czołowego ośrodka finansowego świata.
Nie jest też wykluczone, że Brexit rozpocząłby reakcję łańcuchową, zachęcając Duńczyków lub Szwedów do pójścia śladami Brytyjczyków. Gwałtownie wzrosłaby pokusa dla Niemiec i Francji powrotu do idei budowy „małej Unii", zintegrowanej politycznie struktury, w której nie byłoby miejsca dla Polski.