Jędrzej Bielecki: Wyroki dla katalońskich separatystów to zwycięstwo hiszpańskiej demokracji

Dziewięciu działaczy niepodległościowych Katalonii zostało skazanych przez Sąd Najwyższy Hiszpanii na kary od 9 do 13 lat więzienia. To sprawiedliwy wyrok.

Aktualizacja: 14.10.2019 12:54 Publikacja: 14.10.2019 12:50

Jędrzej Bielecki: Wyroki dla katalońskich separatystów to zwycięstwo hiszpańskiej demokracji

Foto: AFP

Sprawa dotyczy wydarzeń sprzed dwóch lat. Kataloński rząd regionalny pod kierunkiem zbiegłego do Belgii Carlesa Puigdemonta rozpisał wówczas referendum niepodległościowe i na jego podstawie ogłosił powstanie niezawisłego państwa. Było to nie tylko brutalne pogwałcenie zapisów konstytucji, ale także jednej z fundamentalnych zasad post-frankistowskiej, hiszpańskiej demokracji. Zgodnie z nią Madryt przekazał bardzo szerokie uprawnienia 17 prowincjom w zamian za ich zobowiązanie każdej z nich, że decyzja o ewentualnej secesji musi być zatwierdzona w referendum obejmującym cały kraj. Poparcie dla takiego rozwiązania nigdzie nie było wówczas silniejsze, niż w samej Katalonii.

Wyroki przeciw separatystom brzmią groźnie, ale w rzeczywistości są o wiele bardziej umiarkowane. Sędziowie nie podzielili bowiem opinii prokuratury o wymogu odbycia minimalnego wymiaru kary przed możliwością ubiegania się przez skazanych o przedterminowe zwolnienie. To oznacza, że będą oni mogli już po upływie 1/4 wyroku, a więc za kilka miesięcy (od 2 lat oczekiwali za kratkami w więzieniu) zostać zwolnienie z więzienia i przebywać w domu pod nadzorem policji.

Co ważne, siedmiu sędziom udało się uzgodnić wyrok, pod którym mogli jednomyślnie się podpisać. Tak się stało, bo trybunał zrezygnował z najcięższego zarzutu zdrady, który zakładałby, że separatyści posunęli się do przemocy aby de facto zbudować niezależne państwo. W zamian sąd uznał, że doszło jedynie do buntu, za który kary są dwukrotnie niższe. To kategoria prawna, która co prawda także zakłada przemoc, ale w celu stworzenia korzystnego punktu wyjścia w negocjacjach z Madrytem. To sygnał umiaru, z jakim działa hiszpański wymiar sprawiedliwości.

Skazani mają zresztą teraz możliwość zaskarżenia wyroku do Trybunału Konstytucyjnego i jeśli ten dojdzie do wniosku, że zostało złamane prawo, mogą się odwołać do Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu.

Sprawdzian czeka jednak teraz inne kraje Unii, w szczególności Belgię, gdzie schronił się Puigdemont i kilku jego współpracowników. Mając w ręku poniedziałkowy wyrok, rząd Hiszpanii chce wystąpić przeciw nim z Europejskim Nakazem Aresztowania. Jeśli Bruksela odrzuci taką prośbę absolutnie praworządnego i demokratycznego państwa w żywotniej dla niego sprawie, będzie to bolesny cios w samą Unię Europejską, dowód braku podstawowej lojalności między krajami członkowskimi.

Batalię z katalońskim separatyzmem Madryt wygrał także na płaszczyźnie politycznej. 11 września, w święto prowincji (Diada), na ulice Barcelony wyszło ledwie 600 tys. osób, trzykrotnie mniej, niż w ubiegłych dwóch latach. Ruch niepodległościowy podzielił się na tych, którzy jak obecny, konserwatywny przewodniczący władz regionalnych (Generalitat) Quim Torra i jego patron Carles Puigdemont chcą dalszej konfrontacji z Madrytem a tymi, którzy jak szef Lewicy Republikańskiej (IR) Orio Junqueras, który został skazany na najcięższy wyrok 13 lat, chcą podjąć dialog z hiszpańskimi władzami w poszukiwaniu dalszej autonomii. Taki kompromis proponował już odchodzący, lewicowy premier Pedro Sanchez.

Jeden przykład wystarczy, aby zrozumieć, jak wiele praw mają już dziś Katalończycy: w szkołach podstawowych lekcje hiszpańskiego obejmują ledwie dwie godziny tygodniowo. Jako część demokratycznej Hiszpanii Katalonia przekształciła się w jeden z najzamożniejszych regionów Europy. Jednak strach przed secesją spowodował, że wiele katalońskich firmy wycofało się z Barcelony w obawie, że miasto znajdzie się w izolacji w Unii.

Stawką w tej grze jest jednak także samo przetrwanie Zachodu. W czasach brexitu i pogłębiającego się kryzysu integracji, rozpad kluczowego kraju na flance południowej Europy miałby równie głębokie konsekwencje jak powrót wpływów Rosji w Europie Środkowej. Dobrze, że to zagrożenie zostało na razie oddalone.

Sprawa dotyczy wydarzeń sprzed dwóch lat. Kataloński rząd regionalny pod kierunkiem zbiegłego do Belgii Carlesa Puigdemonta rozpisał wówczas referendum niepodległościowe i na jego podstawie ogłosił powstanie niezawisłego państwa. Było to nie tylko brutalne pogwałcenie zapisów konstytucji, ale także jednej z fundamentalnych zasad post-frankistowskiej, hiszpańskiej demokracji. Zgodnie z nią Madryt przekazał bardzo szerokie uprawnienia 17 prowincjom w zamian za ich zobowiązanie każdej z nich, że decyzja o ewentualnej secesji musi być zatwierdzona w referendum obejmującym cały kraj. Poparcie dla takiego rozwiązania nigdzie nie było wówczas silniejsze, niż w samej Katalonii.

Pozostało 83% artykułu
Komentarze
Michał Kolanko: „Zderzaki” paradygmatem polityki szefa PO, czyli europejska roszada Donalda Tuska
Komentarze
Izabela Kacprzak: Premier, Kaszub, zrozumiał Ślązaków
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Dlaczego Hołownia krytykuje Tuska za ministrów na listach do PE?
Komentarze
Estera Flieger: Uśmiechnięty CPK imienia Olgi Tokarczuk
Komentarze
Jerzy Haszczyński: Wielka polityka zagraniczna, krajowi zdrajcy i złodzieje. Po exposé Radosława Sikorskiego