Bartkiewicz: PiS może wygrać nawet jeśli przegra

Choć dziś sondaże są raczej korzystne dla PiS, nie można wykluczyć, że – wobec nikłej zdolności koalicyjnej tej partii – suma głosów zdobytych za rok przez opozycję (od PO po SLD), pozwoli na stworzenie bardzo szerokiej koalicji, która będzie miała jakąś niewielką większość w przyszłym parlamencie. Pytanie brzmi: czy opozycja będzie wiedziała co z tym szczęściem zrobić.

Aktualizacja: 22.08.2018 17:00 Publikacja: 22.08.2018 12:05

Bartkiewicz: PiS może wygrać nawet jeśli przegra

Foto: Fotorzepa, Michał Kolanko

W niedzielnej „Ławie polityków” w TVN24 Joanna Mucha, na stawiane Platformie przez Jacka Sasina z PiS zarzuty, że „jedynym programem tej partii w wyborach samorządowych jest walka z PiS-em”, odpowiadała: „Proszę się nie martwić, program będzie”. Z jednej strony to oczywiście dobrze, że będzie. Czy jednak na trzy miesiące przed wyborami samorządowymi, które odbywają się w ustawowym terminie, a więc można było je przewidzieć z dość dużym wyprzedzeniem, program nie powinien być już dawno ogłoszony, opatrzony kilkoma zwięzłymi hasłami nakreślającymi kierunek zmian i wyjaśniającymi jednocześnie dlaczego będzie lepiej? Z kolei Rafał Trzaskowski, kandydat PO na prezydenta Warszawy, kilka dni później zapowiadając swoje wyborcze zwycięstwo podkreślił, iż po wygranej w wyborach samorządowych i parlamentarnych jego partia „rozliczy PiS z niszczenia konstytucji i wyprowadzania nas na margines Europy”. No dobrze, ale co oprócz tego?

Ktoś powie: PiS też nie przedstawia jakiegoś nowego programu, kampania Patryka Jakiego w Warszawie polega głównie na składaniu obietnic, które można podsumować stwierdzeniem: aby Warszawa rosła w siłę, a warszawiakom żyło się dostatniej. Rację ma Jan Śpiewak, który np. pyta o to, gdzie Jaki znajdzie pieniądze na budowę dwóch nitek metra, które obiecuje zbudować w ciągu 10 lat. Sęk w tym, że PiS swój pomysł na Polskę przedstawił w 2015 roku i od tego czasu go konsekwentnie realizuje: dzieli bogactwo między osoby, które nie były beneficjentami przemian po 1989 r., uderza w elity, które zbiorowo obwinia o wszystkie słabości III RP, kusi patriotyczną i godnościową retoryką wszędzie tam, gdzie dotychczas słychać było o konieczności równania do Zachodu, etc.. Z tego typu lapidarnych haseł składa się spójna wizja Polski jaką projektują politycy z Nowogrodzkiej. I nawet jeśli w wyborach samorządowych PiS nie oferuje niczego nowego, to gwarantuje kontynuację tej polityki. I ma inicjatywę, bo to partia Jarosława Kaczyńskiego od niemal trzech lat jest wyraźnym liderem sondaży. PiS może więc zaoferować coś nowego, ale nie musi. Opozycja musi. 

Oczywiście opozycja co jakiś czas przedstawia postulaty programowe. Jej problemem jest jednak to, że, po pierwsze, nie tworzą one jakiejś spójnej, zrozumiałej dla wszystkich narracji, choćby takiej jak „ciepła woda w kranie” z czasów Donalda Tuska. Po drugie – nawet w ramach tworzonej przez PO i Nowoczesnej Koalicji Obywatelskiej najważniejszym spoiwem tego porozumienia wydaje się być owa przedstawiona przez Trzaskowskiego zapowiedź rozliczania PiS. Innymi słowy oferta dla wyborców jest następująca: wy nas wybierzcie, a my im pokażemy. I dla wielu wyborców jest to niewątpliwie atrakcyjna propozycja. Pytanie tylko na jak długo.

Załóżmy bowiem, że koalicja PO i Nowoczesnej, ze wsparciem PSL i SLD zdobywa w parlamencie AD 2019 większość i przejmuje odpowiedzialność za kraj w sytuacji, gdy wzrost gospodarczy jest stabilny i stosunkowo wysoki, bezrobocie niskie, a poziom życia statystycznego Polaka – dzięki redystrybucji środków w ramach programów socjalnych PiS – wyższy niż jeszcze kilka lat temu. Nawet najwięksi optymiści nie zakładają chyba, że taka większość dzisiejszej opozycji będzie znacząca – a więc trwanie takiego sojuszu byłoby uzależnione w praktyce od stałej obecności w nim każdego posła tych ugrupowań. To z kolei sprawia, że do problemu polegającego na tym, że wyraźnego programu opozycja nie ma, dochodzi problem z tym, aby wokół jakiejkolwiek zmiany wypracować konsensus. Nie ma więc mowy o ekspresowym przeprowadzaniu ustaw w stylu, do jakiego przyzwyczaił wszystkich PiS. Raczej można spodziewać się długich negocjacji oraz niekończących się dyskusji, których finałem może być porzucanie kolejnych projektów.

 

Wyjątkiem będzie owo rozliczanie PiS – tu zapewne cała dzisiejsza opozycja byłaby zdeterminowana i zgodna. Można już jednak dziś przewidzieć, jak będą reagowali na to owi rozliczani: na każdym kroku będą przypominać, że aktualny dobrostan społeczeństwo zawdzięcza poprzedniemu rządowi, który działał zdecydowanie i który teraz jest za to karany, przez polityków umiejących się tylko mścić za stracone wcześniej wygody i dochody. I jeśli do tego dojdzie pogorszenie się wskaźników gospodarczych, którego w związku z napiętą sytuacją na świecie należy się spodziewać, i na które polscy politycy – mówiąc eufemistycznie -  mają umiarkowany wpływ, wówczas wyborcy niechybnie spytają: mamy polityczne igrzyska, ale gdzie jest chleb? Efekt może być taki, że PiS po wyborczej przegranej wróci do władzy na białym koniu z jeszcze większym poparciem, niż notuje obecnie. Nie robiąc praktycznie niczego.

„Szli krzycząc: „Polska! Polska!” – wtem jednego razu/Chcąc krzyczeć zapomnieli na ustach wyrazu;/Pewni jednak, że Pan Bóg do synów się przyzna,/Szli dalej krzycząc: „Boże! Ojczyzna! Ojczyzna!”./Wtem Bóg z Mojżeszowego pokazał się krzaka,/Spojrzał na te krzyczące i zapytał: ‘Jaka?’” – pisał przed laty Juliusz Słowacki. Czy opozycja zna odpowiedź na to pytanie?      

W niedzielnej „Ławie polityków” w TVN24 Joanna Mucha, na stawiane Platformie przez Jacka Sasina z PiS zarzuty, że „jedynym programem tej partii w wyborach samorządowych jest walka z PiS-em”, odpowiadała: „Proszę się nie martwić, program będzie”. Z jednej strony to oczywiście dobrze, że będzie. Czy jednak na trzy miesiące przed wyborami samorządowymi, które odbywają się w ustawowym terminie, a więc można było je przewidzieć z dość dużym wyprzedzeniem, program nie powinien być już dawno ogłoszony, opatrzony kilkoma zwięzłymi hasłami nakreślającymi kierunek zmian i wyjaśniającymi jednocześnie dlaczego będzie lepiej? Z kolei Rafał Trzaskowski, kandydat PO na prezydenta Warszawy, kilka dni później zapowiadając swoje wyborcze zwycięstwo podkreślił, iż po wygranej w wyborach samorządowych i parlamentarnych jego partia „rozliczy PiS z niszczenia konstytucji i wyprowadzania nas na margines Europy”. No dobrze, ale co oprócz tego?

Pozostało 82% artykułu
Komentarze
Jędrzej Bielecki: Donald Trump zrobił PiS-owi przysługę. Niedźwiedzią
Komentarze
Donald Trump i Andrzej Duda zjedli kolację. I dobrze, to właśnie polityka
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Polacy sceptyczni wobec Unii. To efekt oswajania z geopolityczną katastrofą
Komentarze
Jędrzej Bielecki: Starcie Trumpa z Bidenem będzie polskimi prawyborami. Ale cena tego będzie wysoka
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Dlaczego Donald Tusk otwarcie atakuje Donalda Trumpa?