Nagłe odejście z Pekao prezesa Michała Krupińskiego to sygnał, że kadrowa karuzela w spółkach Skarbu Państwa znów idzie w ruch – po uśpieniu, w jakie zapadła przed wyborami. Po ostatnich przetasowaniach w rządzie sytuacja jest jednak nowa: przywrócono funkcję ministra Skarbu Państwa – pod mianem ministra aktywów państwowych. Przejmując nadzór nad spółkami, ma on szansę okiełznać dotychczasowe bezhołowie i walki ministrów o władzę w poszczególnych firmach oraz stanowiska dla protegowanych. Ten stary-nowy urząd objął wicepremier Jacek Sasin, silny człowiek PiS. Obawiam się, że ulegnie naciskom towarzyszy partyjnych i zacznie na nowo meblować zarządy, dostosowując do nowego układu sił w Zjednoczonej Prawicy.

Może to naiwne, ale mi się jednak marzy, że Jacek Sasin, zamiast obdzielać synekurami kolegów, zechce zapisać się złotymi zgłoskami w historii polskiej gospodarki i postawi na bezpartyjnych fachowców. Właśnie takich ludzi jak kania dżdżu wyglądają państwowe firmy, rozrywane walkami koterii. Obniżająca się z każdym obrotem kadrowej karuzeli jakość nominatów ujawnia, że w partii ławka znających się na biznesie jest krótka.

Marzy mi się, że minister aktywów państwowych powoła coś na kształt komisji nominacyjnej, złożonej z osób zaufania publicznego, np. profesorów wydziałów zarządzania czołowych uniwersytetów i uczelni ekonomicznych, byłych szefów Rady Giełdy i szefów GPW itd. Marzy mi się, że określą oni zasady prowadzenia przez firmy headhunterskie konkursów do zarządów i minimalne warunki, jakie muszą spełniać kandydaci, np. posiadanie dyplomu MBA i pięcioletni staż w zarządach firm zbliżonej wielkości.

Owszem, pomysły te podobne są do rozpatrywanych lata temu przez PO czy zgłaszanych przed ostatnimi wyborami przez Koalicję Obywatelską. Ale kto powiedział, że PiS nie może ściągać od rywali? Zwłaszcza gdy ci wcześniej jednak nie chcieli, a teraz nie mogą dobrych rozwiązań wprowadzać w życie.

Tylko odpolitycznienie spółek Skarbu Państwa i trzymanie ich z dala od partyjnej nomenklatury zapewni najlepsze zarządzanie, stabilny wzrost wartości i wysokie dywidendy regularnie zasilające budżet państwa. Teoretycznie rządowi i szefowi nowego-starego ministerstwa powinno na tym zależeć. Musieliby jednak oprzeć się pokusie. I naciskom aparatu. To raczej mało prawdopodobne, ale pomarzyć dobra rzecz.