Co prezydentura Joe Bidena oznacza dla polskiej gospodarki? Trzeba zacząć od tego, że bezpośredni handel między Polską a USA nie jest znaczny, w przeciwieństwie do inwestycji amerykańskich w Polsce, a tu klimat do przyciągania kolejnych inwestorów tworzy raczej Warszawa, niż Waszyngton. Korzyści dla polskiego eksportu i gospodarki z wyboru prezydenta Bidena mogą być więc pośrednie – jeśli nastąpi poprawa relacji gospodarczych między USA a Unią Europejską. Wyroby polskich firm są często elementem produktów eksportowanych przez inne kraje Unii za Atlantyk, np. samochodów. Dlatego, im lepsze relacje Europy jako całości z Ameryką, tym lepiej dla polskiej gospodarki.
Miejmy nadzieję, że nowy lokator Białego Domu da sygnał do wyjścia z zapoczątkowanego przez Trumpa korkociągu wzajemnego okładania przez USA i UE produktów cłami – od aluminium przez francuskie wina i sery po bourbona, irlandzką whiskey i samoloty. Trump był przekonany, że na handlu z Europą Ameryka traci, rozmawiał więc z nią z pozycji siły, ze stratą dla wzajemnego zaufania gospodarek i narodów z obu stron Atlantyku.
Klucz do poprawy wzajemnych relacji gospodarczych leży we wznowieniu zarzuconych za Trumpa rozmów o wolnych handlu między Ameryką i Europą. Nie wiem, czy możliwy jest prosty powrót do negocjacji TTIP, czyli Transatlantic Trade and Investment Partnership. Wiem natomiast, że Europa wychodzi z założenia, iż wolny handel służy wszystkim i krok po kroku zawiera umowy z kolejnymi krajami, od Kanady przez Koreę Południową i Japonię po kraje Ameryki Południowej, negocjuje też z Australią. Nie wiedzę więc powodu, by do tego grona nie miałyby dołączyć USA.
I nie chodzi tu wyłączenie o stworzenie bardziej konkurencyjnego rynku ok. 800 milionów konsumentów, który pod względem ich liczby ustępowałby tylko Chinom i Indiom, ale byłby numerem jeden pod względem wartości PKB. Połączenie sił jest jedynym sposobem powstrzymania procesu erozji przewag konkurencyjnych zarówno Ameryki, jak i Europy. Gospodarki, jak produkty, mają swoją krzywą życia – od gwałtownego wzrostu przez stabilizacją, po schyłek. Po oby stronach Atlantyku mają one dawno za sobą okres dynamicznego wzrostu, liderzy więc muszą szukać sposobów, by nie znalazły się na schyłkowym odcinku.
To tym ważniejsze, że środek ciężkości światowej gospodarki nieubłaganie przesuwa się ku niezwykle konkurencyjnym, błyskawicznie rozwijającym się Chinom, które przestały ukrywać swoje mocarstwowe ambicje i podjęły ofensywę dyplomatyczną mającą poszerzyć rynki zbytu. Budują strefę wpływów – nie tylko zresztą gospodarczych – która dzięki inicjatywie Belt and Road ma sięgać Europy, a zwłaszcza jej wschodniej, bardziej podatnej na finansowe argumenty Pekinu części – od Bałtyku przez Bałkany po Grecję.