Stan śmierci klinicznej

Polski Związek Kolarski znalazł się na krawędzi bankructwa. Dług wynosi 15 milionów złotych i ciągle rośnie.

Publikacja: 23.10.2019 19:01

Kolarski tor w Pruszkowie – miała być duma, jest kula u nogi

Kolarski tor w Pruszkowie – miała być duma, jest kula u nogi

Foto: Fotorzepa, Piotr Nowak

Niedawno w holenderskim Apeldoorn odbyły się mistrzostwa Europy w kolarstwie torowym. Troje Polaków – Filip Prokopyszyn, Mateusz Rudyk i Nikol Płosaj – zdobyło brązowe medale. Patrząc na to, co dzieje się w Polskim Związku Kolarskim, ten wyczyn należy traktować niczym cud. Medaliści, choć jeżdżą na torze, cały czas mają pod górkę.

We wrześniu, tuż po zawodach Orlen Grand Prix i mistrzostwach Polski, na tor kolarski w Pruszkowie wszedł komornik sądowy w asyście policji. Na wniosek największego dłużnika PZKol. firmy Mostostal Puławy zarekwirował maszyny startowe i urządzenia do pomiaru czasu. Kadra Polski została pozbawiona niezbędnych narzędzi do przygotowań do drugiej części sezonu, w tym do mistrzostw Europy i zawodów Pucharu Świata. Kilka tygodni wcześniej na mistrzostwach świata w Yorkshire młodzieżowe kadry szosowców nie miały reprezentacyjnych strojów.

– Moim zdaniem związek nie istnieje. Prezes tylko przyjeżdża, z tego, co wiem, na własny koszt i podpisuje niezbędne dokumenty. Gdyby nie pomoc Ministerstwa Sportu, które przekazuje pieniądze na nas za pośrednictwem Polskiego Komitetu Olimpijskiego, nie mielibyśmy środków na przygotowania i starty – mówi „Rzeczpospolitej" Igor Krymski, trener kadry sprinterów i najlepszego obecnie zawodnika na torze Mateusza Rudyka.

Torowcy cieszą się z tego, że choć bez maszyn startowych, mają gdzie trenować: na pięknym, zaprojektowanym przez Wojciecha Zabłockiego, obiekcie w Pruszkowie. Ale to właśnie ten tor jest praprzyczyną wszystkich obecnych problemów. Został oddany do użytku w 2008 roku. Kosztował 92 miliony złotych. Tuż po zakończeniu budowy ze względu na zmianę przepisów trzeba było wykonać dodatkowe prace za 5 milionów. Do dziś ostatnia faktura nie została zapłacona. Dług powiększył się o odsetki. PZKol. jest dziś winny wykonawcy – firmie Mostostal Puławy – 10 milionów złotych.

– Sytuacja wygląda następująco: dług wobec Mostostalu to 10 milionów. Rosną odsetki i wynoszą tysiąc złotych dziennie. Ponadto mamy 80 spraw prowadzonych przez komorników, spraw spowodowanych niegospodarnością i zadłużeniem zaciągniętym przez poprzednie zarządy. Inne długi wynoszą 5 milionów złotych. Konta związku są zablokowane. Brak sprawozdań finansowych za rok 2017 i 2018 – mówi wybrany w maju na prezesa PZKol. Krzysztof Golwiej.

Od 2016 roku to już trzeci prezes (i zarząd) związku. Wszyscy odbijają się od ściany. Każdy myśli, że uzdrowi sytuację. Rzeczywistość sprowadza ich na ziemię. – W swej naiwności sądziliśmy, że nam się uda – przyznaje wiceprezes ds. sportowych Tomasz Kramarczyk.

Obecny zarząd uważa, że ratunkiem dla związku jest sprzedaż toru w Pruszkowie. – To jedyne wyjście, przecież wiele obiektów sportowych nie należy do związku, a odbywa się na nich szkolenie. Tak mogłoby być i u nas – powiedział wiceprezes PZKol.Sebastian Rubin.

Pieniądze ze sprzedaży zostałyby przeznaczone na spłatę długu oraz na szkolenie zawodników. Ale to skomplikowana operacja, która potrwałaby wiele lat. W tej chwili mało realna.

Ze skompromitowanym związkiem nie chcą rozmawiać sponsorzy. Co gorsza, na wizerunku związku zaważył nie tylko bałagan finansowy i organizacyjny, ale również afera obyczajowa z udziałem byłego dyrektora sportowego PZKol. To z tego powodu ze sponsorowania PZKol. w listopadzie 2017 roku wycofała się firma CCC.

Pracujący przez wiele lat w związku, także jako trener kadry kolarek, Andrzej P. został zatrzymany w październiku ubiegłego roku, a następnie aresztowany. Do dziś przebywa w areszcie. Śledztwo zostało przeniesione z prokuratury w Warszawie do prokuratury w Złotoryi. Na Andrzeju P. ciąży zarzut przestępstw seksualnych.

W tej fatalnej sytuacji wiele osób widzi zbawcę w Czesławie Langu, dyrektorze Tour de Pologne, który z prowincjonalnej imprezy uczynił polski wyścig największą kolarską imprezą w tej części Europy. – Środowisko kolarskie nie zrozumiałoby tego, co chciałbym zrobić. Mogę doradzić, pomóc, ale nie wyobrażam sobie siebie jako prezesa. Skupiam się na tym, żeby dobrze robić to, co do tej pory robiłem – tłumaczy jednak Lang.

Złe zdanie o kolejnych zarządach ma ustępujący minister sportu Witold Bańka, ale to właśnie on uratował torowców. – Mogę powiedzieć, że zatroszczył się o nas. Przedstawiliśmy mu swoje problemy i niemal natychmiast otrzymaliśmy pomoc – mówi Igor Krymski. Ministerstwo przekazuje pieniądze na kolarzy torowych – z pominięciem związku, by ich nie przejął – przez Polski Komitet Olimpijski. Ale to niejedyna pomoc. Wiosną siódemka zawodników została włączona do Grupy Sportowej PKN Orlen, w której znajdują się również najlepsi lekkoatleci. Nie ma wątpliwości, że stało się to z inspiracji ministerstwa.

Torowcy, którzy z małymi wyjątkami (Szymon Sajnok), w przeciwieństwie do szosowców, nie mają kontraktów w grupach zawodowych, mogą liczyć tylko na pieniądze ministerialne. Mimo trudnej sytuacji odnoszą sukcesy. Chory na cukrzycę Mateusz Rudyk ma ogromną szansę na medal olimpijski w Tokio. W tym roku zdobył brąz mistrzostw świata i Europy. Ale są też inni zdolni zawodnicy, którzy przez kłopoty związku nie mogą wykorzystać swojego potencjału i być może stracili szansę na medale w największych imprezach. – Walczymy o tysięczne części sekundy. Na długo przed zawodami musimy właściwie dobrać sprzęt, wyprofilować pozycję, ustawić z milimetrową dokładnością siodełko. Na to potrzeba pieniędzy – tłumaczy sprinter Krzysztof Maksel.

Nieco lepiej mają kolarze szosowi. Najlepsi – Michał Kwiatkowski i Rafał Majka – nie są zależni od związkowych pieniędzy. Ale młodzi, ich następcy, potrzebują wsparcia, którego teraz nie mogą otrzymać. Aby nie powstała „dziura szkoleniowa", z inspiracji ministerstwa powołano przy Instytucie Sportu w Warszawie Kolarski Ośrodek Szkolenia Sportowego.

W przyszłym roku Polski Związek Kolarski będzie obchodził 100-lecie istnienia. Może się okazać, że nie dotrwa do tego jubileuszu.

– Znajdujemy się w stanie śmierci klinicznej – przyznaje wiceprezes Sebastian Rubin.

Autor jest dziennikarzem portalu Interia.pl

Niedawno w holenderskim Apeldoorn odbyły się mistrzostwa Europy w kolarstwie torowym. Troje Polaków – Filip Prokopyszyn, Mateusz Rudyk i Nikol Płosaj – zdobyło brązowe medale. Patrząc na to, co dzieje się w Polskim Związku Kolarskim, ten wyczyn należy traktować niczym cud. Medaliści, choć jeżdżą na torze, cały czas mają pod górkę.

We wrześniu, tuż po zawodach Orlen Grand Prix i mistrzostwach Polski, na tor kolarski w Pruszkowie wszedł komornik sądowy w asyście policji. Na wniosek największego dłużnika PZKol. firmy Mostostal Puławy zarekwirował maszyny startowe i urządzenia do pomiaru czasu. Kadra Polski została pozbawiona niezbędnych narzędzi do przygotowań do drugiej części sezonu, w tym do mistrzostw Europy i zawodów Pucharu Świata. Kilka tygodni wcześniej na mistrzostwach świata w Yorkshire młodzieżowe kadry szosowców nie miały reprezentacyjnych strojów.

Pozostało 85% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Inne sporty
Rosjanie i Białorusini na igrzyskach w Paryżu. Jak umiera olimpijski ruch oporu
Inne sporty
Rusza Grand Prix na żużlu. Bartosz Zmarzlik w pogoni za piątym złotem
Inne sporty
Bratobójcza walka o igrzyska. Polacy zaczęli wyścig do Paryża
kolarstwo
Katarzyna Niewiadoma wygrywa Strzałę Walońską. Polki znaczą coraz więcej
Inne sporty
Paryż 2024. Tomasz Majewski: Sytuacja w Strefie Gazy zagrożeniem dla igrzysk. Próba antydronowa się nie udała