USA: Wynik wyborów zostanie podważony?

Amerykański prezydencki dreszczowiec może trwać jeszcze wiele nerwowych tygodni.

Aktualizacja: 06.11.2016 15:49 Publikacja: 06.11.2016 11:30

Donald Trump zyskał ostatnio przewagę nad Hillary Clinton. Czy zdobędzie jednak wystarczającą ilość

Donald Trump zyskał ostatnio przewagę nad Hillary Clinton. Czy zdobędzie jednak wystarczającą ilość głosów elektorskich? A jak przegra, to czy uzna wynik wyborów?

Foto: AFP

Ewentualna wygrana wyborcza Donalda Trumpa nie jest już nierealnym scenariuszem, po tym jak FBI niespodziewanie wznowiło śledztwo w sprawie e-maili z Departamentu Stanu, które z naruszeniem zasad bezpieczeństwa znalazły się na prywatnym serwerze Hillary Clinton oraz na komputerach jej współpracowników. Przewaga Clinton w sondażach, wynosząca nawet 12 pkt proc., stopniała w ciągu kilku dni, a w środę pierwszy sondaż przyznał zwycięstwo Trumpowi. Choć analitycy Goldman Sachs jeszcze w zeszłym tygodniu uznawali to za mało prawdopodobne, to może się okazać, że w USA powtórzy się scenariusz znany z czerwcowego, brexitowego referendum w Wielkiej Brytanii. Tam, wbrew sondażom, obywatele zagłosowali za wyjściem kraju z UE, buntując się przeciwko swoim elitom. Analitycy Citigroup piszą więc o „czarnym łabędziu", czyli zaskakującym scenariuszu mogącym ukształtować wynik wyborów. Na rynki stopniowo wraca niepewność, która może narastać aż do dnia wyborów. Wielu analityków wskazuje, że zwycięstwo Hillary Clinton przyjęte zostałoby z uczuciem ulgi przez amerykańską giełdę i wiele spośród światowych parkietów, wygrana Trumpa mogłaby przynieść zaś poważną przecenę ze względu na brak pewności co do polityki nowej administracji. Polityki, która może być pod wieloma względami niekonwencjonalna.

Rzadko jednak omawia się scenariusz mówiący, że wynik wyborczy będzie kwestionowany przez przegranego kandydata, a uczciwość wyborów zostanie podana w wątpliwość. Amerykański kampanijny dreszczowiec może w takim wariancie rozwoju sytuacji trwać całymi miesiącami i wywoływać podwyższoną zmienność na rynkach.

Tradycja kwestionowania

Kwestionowanie wyniku wyborów jest tak stare, jak instytucja głosowania powszechnego. Dawało ono o sobie znać również w amerykańskiej historii, czemu sprzyjał skomplikowany system głosów elektorskich. Po wyborach z 1876 r. Rutherford Hayes został uznany za prezydenta elekta dopiero wtedy, gdy specjalna komisja Kongresu przyznała mu 20 spornych głosów elektorskich. Doszło wówczas do politycznego handlu między republikanami a demokratami, a Hayes był przez to nazywany „Rutherfraud" (gra słów – „fraud" oznacza w języku angielskim „oszust"). Gdy w 1960 r. wybory wygrał bardzo małą przewagą John F. Kennedy, niektórzy podejrzewali, że zwyciężył on nad Richardem Nixonem dzięki masowemu kupowaniu przez mafię głosów w Chicago. To właśnie głosy elektorskie ze stanu Illinois przesądziły o jego zwycięstwie, a po latach okazało się, że te posądzenia były słuszne. O wyniku wyborów z 2000 r. de facto zdecydował Sąd Najwyższy, dając głosy elektorskie z Florydy (i co za tym idzie, zwycięstwo w całym kraju) George'owi W. Bushowi. Gdy później ponownie przeliczono tam głosy, okazało się, że bardzo niewielką przewagą wygrał w tym stanie Al Gore. Wielu demokratów wskazywało na nieprawidłowości podczas wyborów z 2000 i 2004 r. Należał do nich m.in. obecny prezydent Barack Obama. Obecnie z oburzeniem przyjmują sugestie Donalda Trumpa, że tegoroczne wybory będą nie do końca uczciwe. Trump podczas jednej z debat wyborczych mówił, że utrzyma wszystkich nieco w niepewności co do uznania wyników głosowania. Potem na jednym ze swoich wieców oznajmił: – Uznam wynik wyborów. Po tym jak je wygram!

– Nie można też wykluczyć scenariusza podobnego do tego, z którym mieliśmy do czynienia w 2000 r., gdy o wyborze George'a Busha zdecydował werdykt amerykańskiego Sądu Najwyższego (po 36 dniach od daty głosowania). Donald Trump już zapowiedział, że w przypadku przegranej będzie kwestionował wynik wyborów. Oznaczałoby to przedłużenie okresu perturbacji rynkowych nawet o kilka tygodni – twierdzi Roman Przasnyski, główny analityk Gerda Broker.

– W przypadku, gdyby Clinton wygrała niewielką przewagą, mamy gwarancję tego, że Trump będzie agresywnie kontestował wynik wyborów na drodze sądowej. Zamieszki są również możliwe – wskazuje Andrew Hunter, ekonomista z firmy badawczej Capital Economics.

Ważne, kto liczy głosy

Te wybory już trwają. Do 1 listopada ponad 20 mln Amerykanów skorzystało z opcji wczesnego głosowania. Robili to korespondencyjnie lub w specjalnych punktach wyborczych. I pojawiło się już też wiele doniesień o nieprawidłowościach przy głosowaniu.

W Chicago oraz kilku innych miejscach zdarzało się, że głosy oddawali ludzie podający się za wyborców, którzy od wielu lat nie żyją, ale wciąż figurują w spisach. (Powstał z tej okazji mem, na którym John Wayne mówi, że gdyby żył, to zagłosowałby pewnie na Trumpa, ale skoro jest martwy, to pewnie dołączy do grona wyborców Hillary Clinton). Dochodziło również do przypadków, gdy na spisy wyborców wciągano nielegalnych imigrantów, których głosy łatwo kupić. – Bylibyście zdziwieni, jak często ludzie głosują podwójnie w tych samych wyborach – przyznał Kris Kobach, sekretarz stanu w Kansas. W Michigan dziennikarz James O'Keef dostał kartę wyborczą, podając się za rapera Eminema, i nagrał to ukrytą kamerą. Nagrał również sztabowców demokratów chwalących się technikami oszustw wyborczych oraz wysyłaniem na wiece Trumpa agresywnych prowokatorów.

Pojawiają się też doniesienia o tym, że elektroniczne maszyny do głosowania błędnie rejestrują część głosów oddanych na Trumpa jako głosy na Hillary. W hrabstwie Chambers w Teksasie zrezygnowano z używania elektronicznych maszyn i powrócono do tradycyjnego głosowania papierowego po fali skarg na zachowanie tych urządzeń. W internecie pojawiły się już oskarżenia, że elektroniczne maszyny do głosowania używane w 16 stanach, w tym tak kluczowych jak Floryda czy Pensylwania, należą do brytyjskiej firmy Smartmatic, której szefem jest lord Mark Malloch-Brown, dawny wspólnik i zarazem przyjaciel George'a Sorosa, kontrowersyjnego miliardera mocno wspierającego kampanię Clinton. Smartmatic zaprzecza, by dostarczała maszyny używane w tych amerykańskich wyborach, ale te dementi trudno się przebijają do amerykańskiej opinii publicznej. Nietrudno sobie wyobrazić, że po wyborach pojawią się oskarżenia, że głosy były masowo kradzione przez takie urządzenia. Tym bardziej że część ekspertów uważa taki scenariusz za realny. Wrześniowy raport think tanku Institute for Critical Infrastructure Technology wskazuje, że zhakowanie maszyn wyborczych byłoby najprostszym i najtańszym sposobem na zmanipulowanie wyborów w USA. Zwłaszcza że firmy dostarczające maszyny zwykle niedostatecznie sprawdzają osoby, które zajmują się ich obsługą techniczną.

Z nieoficjalnych informacji wynika, że sztaby Trumpa i Hillary już przygotowują swoje armie prawników na wypadek, gdyby wybory prezydenckie miały zostać zakwestionowane. Nerwowa kampania wyborcza może więc jeszcze trwać po wyborach i straszyć rynki.

hubert.koziel@parkiet.com

Ewentualna wygrana wyborcza Donalda Trumpa nie jest już nierealnym scenariuszem, po tym jak FBI niespodziewanie wznowiło śledztwo w sprawie e-maili z Departamentu Stanu, które z naruszeniem zasad bezpieczeństwa znalazły się na prywatnym serwerze Hillary Clinton oraz na komputerach jej współpracowników. Przewaga Clinton w sondażach, wynosząca nawet 12 pkt proc., stopniała w ciągu kilku dni, a w środę pierwszy sondaż przyznał zwycięstwo Trumpowi. Choć analitycy Goldman Sachs jeszcze w zeszłym tygodniu uznawali to za mało prawdopodobne, to może się okazać, że w USA powtórzy się scenariusz znany z czerwcowego, brexitowego referendum w Wielkiej Brytanii. Tam, wbrew sondażom, obywatele zagłosowali za wyjściem kraju z UE, buntując się przeciwko swoim elitom. Analitycy Citigroup piszą więc o „czarnym łabędziu", czyli zaskakującym scenariuszu mogącym ukształtować wynik wyborów. Na rynki stopniowo wraca niepewność, która może narastać aż do dnia wyborów. Wielu analityków wskazuje, że zwycięstwo Hillary Clinton przyjęte zostałoby z uczuciem ulgi przez amerykańską giełdę i wiele spośród światowych parkietów, wygrana Trumpa mogłaby przynieść zaś poważną przecenę ze względu na brak pewności co do polityki nowej administracji. Polityki, która może być pod wieloma względami niekonwencjonalna.

Pozostało 80% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Gospodarka
Norweski fundusz: ponad miliard euro/dolarów zysku dziennie
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Gospodarka
Pozytywne sygnały z niemieckiej gospodarki
Gospodarka
Ban na szybkie pociągi i hotele za niespłacane długi
Gospodarka
Polska rozwija się tak, jakby kryzysów nie było
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Gospodarka
prof. Agnieszka Chłoń-Domińczak: Im starsze społeczeństwo, tym więcej trzeba pieniędzy na zdrowie