- Restrykcji przybędzie i zostaną z nami przynajmniej do końca pierwszego kwartału przyszłego roku. Nikt nie zakłada pełnego lockodownu obecnie, ale to co się dzieje będzie miało oczywisty wpływ na przebieg sytuacji gospodarczej - uważa Jakub Borowski, główny ekonomista banku Credit Agricole.

Jego zdaniem rekordowe przypadki zakażeń, które obecnie notujemy, uderzą w skłonność gospodarstw domowych do wydawania. Do tego trzeba się spodziewać dwucyfrowych spadków inwestycji do końca roku, a być może także spowolnienia w eksporcie. Tym razem jednak handel zagraniczny nie padnie ofiarą tak silnych ograniczeń jak w marcu, kiedy zerwane zostały na kilka tygodni globalne łańcuchy dostaw.

- Nawet wybiórcze ograniczenia mogą mieć istotny wpływ na aktywność gospodarczą. Po pierwsze rosnąca świadomość zagrożenia epidemiologicznego i związane z tym obawy będą wpływać na zachowania konsumentów. Podobny wpływ będzie mieć obowiązek noszenia masek, który może ograniczyć częstość interakcji społecznych w przestrzeni publicznej. W praktyce, niezależnie od konkretnie podejmowanych działań, konieczność spowolnienia rozprzestrzeniania się wirusa wymaga ograniczenia interakcji społecznych, co będzie wiązało się z mniejszą aktywnością gospodarczą - uważają analitycy Banku Handlowego.

Ich zdaniem w IV kwartale trzeba się szykować na spadek PKB rzędu 5-6 proc. rok do roku. Nie będzie on więc tak głęboki jak w II kwartale, kiedy gospodarka skurczyła się o 8,2 proc., jednak taki wynik w ostatnich miesiącach roku byłby znacznie gorszy, niż wskazywały prognozy jeszcze kilka tygodni temu.

Gorsze perspektywy dla gospodarki widzi też prezes Polskiego Funduszu Rozwoju Paweł Borys. - Przed uderzeniem drugiej fali pandemii była szansa na minimalny spadek PKB 2-3 proc. Obecnie jest ryzyko, że będzie to bardziej przedział 3-5 proc. - ocenił w wywiadzie dla Business Insider Polska Borys. A to przy założeniu, że nie dojdzie do pełnego lockdownu.