W wolnym tłumaczeniu „OK boomer" oznacza „Cicho, dziadku". Boomersi to pokolenie powojennego wyżu demograficznego, ale to tylko figura retoryczna. Dla pokolenia internetu dorastającego w czasach szybkich przemian i globalizacji boomerem jest każdy ze starego świata; każdy, kto dziś nie kuma, nie ogarnia. To więc a rebours dawne „Cicho, szczylu – co ty wiesz o życiu?". Dziś to młodzi świetnie radzący sobie z nowymi technologiami mają poczucie, że wiedzą o świecie dużo więcej niż starsze, pogubione w nim pokolenia.

Krótkie „OK boomer" ucina dyskusję w mediach społecznościowych. To inaczej: „A ten znowu to samo, czytam te argumenty od 20 lat, daj już spokój...". Najczęściej w ten sposób reaguje młody elektorat lewicy na przestrogi gospodarczych liberałów. I tak choćby Tomasza Lisa, jeszcze niedawno uważanego za nowoczesnego światowca, potraktował twitterowy profil partii Razem – „Cicho, dziadku, idą nowe czasy". W ten sposób liberałowie trafiają do jednego worka z „najcięższymi" konserwami.

Ktoś powie, że to generacyjny bunt, jakich dawniej było wiele, by przypomnieć najgłośniejszy Maj '68. Tyle że tym razem młodzież jest w mniejszości. To naiwna nadzieja – wyśmiejmy starszych i przejmijmy stery. Siła głosu młodych maleje z wyborów na wybory i prędzej grozi nam dyktat emerytów, bo o ile w wyżach lat 50. i 80. rocznie rodziło się w Polsce prawie 800 tys. dzieci, o tyle w niżu z początku XXI w. było ich już ponad dwa razy mniej.

Prawdziwa polityka rozgrywa się przy urnach, nie w mediach społecznościowych. Rozkręcanie generacyjnej wojny na Twitterze tylko w ograniczonym stopniu przełoży się na demokratyczne zmiany. Czy nie lepiej więc poszukać ponadpokoleniowego porozumienia? Inaczej polityczne starcie „OK boomer" z „Cicho, szczylu" rozegra się na boisku demografii.