Patryk Jaki sfotografował się z regałami w tle, zdjęcie wrzucił na Twittera, a teraz cały internet się z niego śmieje. Wszystko wskazuje na to, że jako tła użył biblioteki, która wcześniej pojawiła się w TVN-owskim serialu „Pułapka”.

Może zresztą się nie pojawiła, ale tak czy owak były tam jakieś niemieckie książki o lokomotywach z lat 80., których młody polityk raczej nie przeczytał. Zapewne chciał sobie dodać powagi, pokazać się jako intelektualista, niczym kontrkandydat chwalący się znajomościami i wykształceniem. O czym ten przypadek świadczy, poza nieudolnością sztabu wyborczego? Choćby o tym, że wizja świata jako biblioteki wprost z książek Umberto Eco to już dziś anachronizm. Dziś biblioteka to już tylko atrapa albo tło. Trzeba ją wziąć z planu filmowego albo kupić od firmy handlującej zdjęciami i użyć do fotomontażu. Podejrzewam, że żaden z ludzi z otoczenia kandydata PiS, ani on sam, po prostu okazałej biblioteki nie ma.

Ale wcale nie mam zamiaru pastwić się nad Patrykiem Jakim, choćby z tego powodu, że jego działania w sprawie dzikiej reprywatyzacji w Warszawie zasługują na szacunek. Zastanawiam się tylko, jak długo jeszcze wiedza płynąca z książek będzie symbolem powagi i prestiżu. I nie mam w tej kwestii dobrej intuicji.

Pamiętam jeszcze czasy, kiedy pokaźna biblioteczka była w każdym inteligenckim domu. Pewne książki należało kupić, nawet jak się ich nie czytało. Stąd 100-tysięczny nakład „Ulissesa” Joyce’a, którego pewnie przeczytało w Polsce kilkaset osób (sam nie dałem rady). Pamiętam też lata 90. i biblioteki „na metry” kupowane u architektów wnętrz, bo ludzie z pieniędzmi chcieli mieć książki na wyposażeniu. Dziś książkowe snobizmy to już przeszłość i nic nie wskazuje na to, żeby miało się to zmienić. Pokolenie Patryka Jakiego jest chyba ostatnim, które tamtą przeszłość pamięta, ale nie sądzę, żeby miało to dla tej generacji szczególne znaczenie. ©?

Autor jest zastępcą dyrektora Programu III Polskiego Radia