Niemcy-Polska 3:1. Nic się nie stało

Nie było cudu we Frankfurcie. Ale kibice nie mają prawa mieć pretensji do reprezentantów po tym spotkaniu.

Publikacja: 04.09.2015 23:13

Niemcy-Polska 3:1. Nic się nie stało

Foto: AFP

Miała być paniczna i głęboka obrona oraz ostrzał bramki Łukasza Fabiańskiego. Kibice wyjęli wszystkie talizmany przynoszące szczęście i zaklinali rzeczywistość. Przed meczem we Frankfurcie trudno było znaleźć optymistów, którzy spodziewali się, że drużyna Adama Nawałki zagra przeciwko żądnym rewanżu za porażkę w zeszłym roku w Warszawie Niemcom jak równy z równym. Polacy przegrali 1:3, ale kibicowska przyśpiewka „nic się nie stało", która chociażby po przegranych w koszmarnym stylu finałach Euro 2012 tylko drażniła, dziś była w pełni uzasadniona. Szkoda tylko ostatniej bramki - strzelonej przez Niemców osiem minut przed końcem.

Nic się nie stało. Wciąż mamy naprawdę dobrą sytuację w grupie – szczególnie po tym jak Gruzja pokonała Szkocję 1:0. Wciąż jedną nogą jesteśmy w finałach przyszłorocznych mistrzostw Europy.

Polacy naprawdę w tym meczu mogli przynajmniej z mistrzami świata zremisować. Zabrakło im nieco szczęścia, a w sytuacji Kamila Grosickiego, który znalazł się sam na sam z Manuelem Neuerem, także zimnej krwi.

Najbliższy zdobycia wyrównującej bramki był Robert Lewandowski, który tuż pod koniec pierwszej połowy w pełnym biegu znalazł się oko w oko ze swoim klubowym kolegą z Bayernu Monachium – Neuerem. Lewandowski huknął z woleja, ale Niemiec po raz kolejny udowodnił, że jeśli nie jest najlepszym bramkarzem świata, to znajduje się w ścisłej czołówce. Fantastycznie obronił strzał naszego napastnika wybijając piłkę na rzut rożny. Ze stałego fragmentu gry dośrodkował Kamil Grosicki, znowu strzelał – tym razem głową – Lewandowski, a piłkę z linii wybił debiutujący w kadrze Joachima Loewa Emre Can.

Reprezentanci za występ we Frankfurcie i naprawdę bardzo dobrą postawę nie dostaną punktów. A za kilka lat o stylu tej porażki nikt pamiętać nie będzie. O niewykorzystanych sytuacjach Lewandowskiego, Milika czy Grosickiego kibice zapomną. W statystykach będzie widniał tylko suchy wynik, oraz kolejna – 13. –porażka z naszą Nemezis. Wciąż dla polskiego kibica magiczną datą będzie 11 października 2014. A jednak zawodnikom Nawałki i samemu trenerowi należą się ciepłe słowa za spotkanie we Frankfurcie.

Obiektywnie rzecz biorąc to nie miało prawa się udać. Graliśmy z mistrzem świata, na jego terenie. W dodatku Niemcy byli naprawdę zmobilizowani i chcieli się zrewanżować za porażkę sprzed roku. Mówił o tym jeszcze przed spotkaniem we Frankfurcie Mario Goetze - i widać, było, że Niemcom faktycznie tamten mecz wciąż leży na wątrobach. W dodatku przez niemrawy początek eliminacji zawodnicy Joachima Loewa sami sobie skomplikowali sytuację w grupie.

Zaczęli bardzo mocno – nie minęło 20 minut a Polacy przegrywali 0:2 po golach Thomasa Muellera i Goetzego. Reakcja reprezentantów i samego trenera była jednak imponująca. Zamiast zwiesić nosy na kwinty i uciekać od odpowiedzialności, polscy piłkarze zaczęli dyktować warunki. Najlepszym zawodnikiem zespołu Nawałki był Kamil Grosicki, chociaż czasem można było odnieść wrażenie, że gra w stylu Foresta Gumpa. Póki trzeba tylko biec nie ma sobie równych na placu. Gorzej gdy trzeba podjąć decyzję o strzale lub podaniu.

I ten właśnie Grosicki popisał się jednak asystą, której nie powstydziliby się najlepsi skrzydłowi świata. Dostał kapitalne podanie od Milika, wyprzedził goniących go obrońców i zewnętrzną częścią stopy wspaniale dośrodkował na głowę Lewandowskiego. To było ósme trafienie napastnika Bayernu i Polak jest najlepszym strzelcem eliminacji nie tylko w naszej grupie, ale na całym kontynencie.

Obie bramki dla Niemców w pierwszej połowie padły po akcjach naszą prawą stroną. Łukasz Piszczek nie dostawał żadnego wsparcia ze strony defensywnych pomocników, ani Milika, ale to nie tłumaczy w pełni jego fatalnego występu. Obrońca Borussii Dortmund na boisku wyglądał na zagubionego i przestraszonego. Pięć minut przed końcem połowy został zmieniony przez Nawałkę, a w jego miejsce pojawił się Łukasz Olkowski.

Po ludzku Piszczka żal – od ośmiu lat gra w Niemczech, po zeszłorocznym zwycięstwie na Stadionie Narodowym był chyba najszczęśliwszym z reprezentantów. Teraz też powtarzał jak wiele dla niego mecz z naszymi zachodnimi sąsiadami znaczy. Wygląda na to, że Piszczek sam poprosił selekcjonera o zmianę.

W poniedziałek Polacy grają w Warszawie z Gibraltarem.

Niemcy - Polska 3:1 (2:1).

Bramki: dla Niemiec - Thomas Mueller (12), Mario Goetze dwie (19, 82); dla Polski - Robert Lewandowski (36-głową).

Żółte kartki: Toni Kroos, Bastian Schweinsteiger (obaj Niemcy); Kamil Grosicki, Maciej Rybus (obaj Polska).

Niemcy: Manuel Neuer - Emre Can, Jerome Boateng, Mats Hummels, Jonas Hector - Thomas Mueller, Bastian Schweinsteiger, Toni Kroos, Mesut Oezil, Karim Bellarabi (53. Ilkay Guendogan) - Mario Goetze (90. Lukas Podolski).

Polska: Łukasz Fabiański - Łukasz Piszczek (43. Paweł Olkowski), Łukasz Szukała, Kamil Glik, Maciej Rybus - Kamil Grosicki (83. Sławomir Peszko), Grzegorz Krychowiak, Tomasz Jodłowiec, Krzysztof Mączyński (63. Jakub Błaszczykowski), Arkadiusz Milik - Robert Lewandowski.

Sędzia: Nicola Rizzoli (Włochy). Widzów: 48 500.

Selekcjonerzy po meczu

Adam Nawałka: Nie ma mowy o kompromitacji, oczywiście przegraliśmy to spotkanie i po żadnej porażce nie można być zadowolonym, ale wciąż czuję, że idziemy w dobrym kierunku. Że ta drużyna się rozwija i staje się coraz lepsza. Szczególnie na początku meczu popełniliśmy zbyt dużo błędów taktycznych. Z naszej prawej strony rywal miał za dużo miejsca, kilka razy mógł tam swobodnie rozgrywać piłkę. Zabrakło asekuracji tej strony boiska i musimy zwrócić na to uwagę i poprawić. Nie chcę mówić, kto konkretnie w sytuacjach gdy traciliśmy bramki popełnił błędy, będziemy jeszcze to analizować. Łukasz Piszczek dał sygnał pod koniec pierwszej połowy, że odnowiła mu się kontuzja mięśnia przywodziciela i poprosił o zmianę.
Joachim Loew: Mieliśmy tylko jeden cel: wygrać i przejąć pierwsze miejsce w tabeli. Udało nam się to w 35 minut przeciwko dobrze zorganizowanym i odważnie grającym rywalom. Ale nasze błędy wzmocniły Polaków. To był bardzo intensywny mecz. Rywale naprawdę szybko przechodzili do ataku, dobrze bronili. Polacy potrafili wykorzystać te momenty, gdy to my atakowaliśmy. Odnieśliśmy jednak zasłużone zwycięstwo, dominowaliśmy w tym spotkaniu. Niestety pojawiły się błędy, których powinniśmy byli uniknąć. No i zawiodła skuteczność.

Miała być paniczna i głęboka obrona oraz ostrzał bramki Łukasza Fabiańskiego. Kibice wyjęli wszystkie talizmany przynoszące szczęście i zaklinali rzeczywistość. Przed meczem we Frankfurcie trudno było znaleźć optymistów, którzy spodziewali się, że drużyna Adama Nawałki zagra przeciwko żądnym rewanżu za porażkę w zeszłym roku w Warszawie Niemcom jak równy z równym. Polacy przegrali 1:3, ale kibicowska przyśpiewka „nic się nie stało", która chociażby po przegranych w koszmarnym stylu finałach Euro 2012 tylko drażniła, dziś była w pełni uzasadniona. Szkoda tylko ostatniej bramki - strzelonej przez Niemców osiem minut przed końcem.

Pozostało 89% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Sport
Czy Witold Bańka krył doping chińskich gwiazd? Walka o władzę i pieniądze w tle
Sport
Chińscy pływacy na dopingu. W tle walka o stanowisko Witolda Bańki
Sport
Paryż 2024. Dlaczego Adidas i BIZUU ubiorą polskich olimpijczyków
sport i polityka
Wybory samorządowe. Jak kibice piłkarscy wybierają prezydentów miast
Sport
Paryż 2024. Agenci czy bezdomni? Rosjanie toczą olimpijską wojnę domową