Zdecydował o tym w środę Sąd Najwyższy. Poszło o tekst „Tam, gdzie ląduje Tusk – tam widać wszystkie patologie" z września 2012 r., który na wstępie stwierdzał, że dla przyjezdnych to wizytówka regionu, ale dla PO poważny kłopot, gdyż w gdańskim porcie lotniczym widać wszystkie patologie władzy: nepotyzm, kolesiostwo i dojenie kasy. Wszystko przez Michała Tuska, a właściwie Tomasza Kloskowskiego, prezesa portu, który wpadł na pomysł, by na lotnisko ściągnąć syna premiera.
Autorzy tekstu Wojciech Cieśla i Michał Krzymowski napisali, że dotarli do ludzi, którzy znają kulisy pracy portu. Jeden z nich miał im powiedzieć, że „wartość dodaną, którą wniósł premierowicz, wniósłby każdy inny pracownik", że prezes przyjął go do pracy, „żeby mieć parasol, gdyby wyszło na jaw, co się dzieje na lotnisku, że Kloskowski ściągnął go jako polisę ubezpieczeniową".
Redaktorem naczelnym „Newsweeka" był już wtedy Tomasz Lis, ale nie występuje w sprawie, gdyż nie zdołano mu doręczyć pozwu.
Sąd okręgowy żądanie przeprosin oddalił, wskazując, że prezes Portu Lotniczego wytoczył podobny proces i tam dochodzi ochrony dobrego imienia, a tekst jego głównie dotyczył, zaś informacje o porcie uzasadniał interes publiczny.
Tekst inaczej ocenił Sąd Apelacyjny w Warszawie. Nakazał wydawcy tygodnika, spółce Ringier Axel Springer Polska, przeprosiny Portu. Uznał, że zawarte w tekście sugestie to insynuacje, zwłaszcza fakt zatrudnienia syna premiera nie dowodzi, że chodziło o polityczny parasol.