Negocjacje Madrytu z Londynem był do tego stopnia poufne, że dopiero na ostatniej prostej rokowań o brexicie wyszło na jaw, że do ewentualnego porozumienia Unii z Wielką Brytanią zostanie dołączony odrębny protokół o Gibraltarze.
Gdy rządziła Partia Ludowa, szef MSZ Alfonso Dastis domagał się przywrócenia praw Hiszpanii do spornego terytorium, a przynajmniej wprowadzenia systemu zwierzchnictwa obu krajów. Jego następca, socjalista Josep Borrell zaniechał negocjacji o „aspektach konstytucyjnych" choć, jak przyznają „Rzeczpospolitej" hiszpańskie źródła dyplomatyczne, Madryt „nigdy" nie zrezygnuje z praw do Gibraltaru, co „podzielają wszystkie partie polityczne w Madrycie".
Ale hiszpańscy negocjatorzy są tym bardziej zdeterminowani, aby „ucywilizować" współpracę w enklawą. Poza wetem w rokowaniach, mają też inny potężny argument: jeśli po wyjściu Wielkiej Brytanii z Unii gibraltarska granica z Hiszpanią zostanie zamknięta, gospodarka tego terytorium zostanie „zduszona".
Protokół ma przede wszystkim dotyczyć niezwykle liberalnych warunków prowadzenia biznesu. Choć w Gibraltarze mieszka ledwie 30 tys. osób, jest tu zarejestrowanych 60 tys. spółek. Aż 60 proc. firm zajmujących się internetowymi grami losowymi na świecie ma tu swoją siedzibę podobnie, jak liczne banki, w których m.in. Hiszpanie trzymają oszczędności, aby uciec przed fiskusem. Madryt wie, że nie może wymusić zmiany superniskiego (10 proc.) podatku od zysku firm, ale chce, aby przynajmniej zaostrzono tu warunki rejestracji firm.
Innym problemem jest przemyt papierosów. Tylko w ub.r. hiszpańska policja przejęła 600 tys. kartonów, o 158 proc. więcej, niż rok wcześniej. Wszystko z powodu o wiele niższych stawek podatkowych obowiązujących po brytyjskiej stronie granicy. Teraz ma zostać ustalona minimalna cena wyrobów tytoniowych.