Firma Viber dostarczająca usługi internetowe (komunikator oraz aplikacja do prowadzenia rozmów telefonicznych) zamknęła swoje mińskie biuro. Dyrektor właściciela Viber - firmy Rakuten, zapowiedział w rozmowie z Forbes'em zakończenie inwestycji na rynku białoruskim.
Jamel Agaua powiedział amerykańskiemu magazynowi, że po nalotach reżimowej bezpieki na biura rosyjskiego Yandeksu i amerykańskiego Ubera postanowił natychmiast zamknąć biuro w Mińsku. „Nie wiedzieliśmy, dlaczego ci ludzie przejęli biura tamtych firm. Zdecydowaliśmy się ewakuować nasze biuro dla bezpieczeństwa - wyjaśnił Agaua. Dodał, że dwóch pracowników Vibera zostało aresztowanych podczas protestów. - Wspierają ich nasi adwokaci, ale nie sposób zrozumieć, dlaczego zostali zatrzymani. Nawet nie protestowali. Jeden znajdował się blisko miejsca, w którym aresztowano pozostałych i zabrano go razem z innymi. Inny był obserwatorem w lokalu wyborczym. Zadał kilka pytań kierownictwu lokalu wyborczego i po 20 minutach został aresztowany. Menadżer dodał, że jeden pracownik został już zwolniony, a drugi był hospitalizowany z poważnymi obrażeniami, ale nadal przebywa w areszcie. - W Viber nie zajmujemy się polityką. Czekamy, aż przemoc się skończy. Ludzie protestują pokojowo. A prawo do pokojowego protestu jest niezbędne. Jeśli nie możesz głośno powiedzieć, że się nie zgadzasz, to znaczy że nie masz wolności. Ludzie powinni mieć możliwość pokojowego wyrażenia swojego sprzeciwu. Jesteśmy przeciwni wszelkim formom przemocy. Białorusini sami muszą decydować o swojej przyszłości - podkreślił Jamel.
W tej sytuacji Viber, który wcześniej planował podwojenia inwestycji na Białorusi, teraz może je całkowicie zatrzymać. „Nie możemy inwestować w kraju, w którym ludzie żyją w strachu" - powiedział Agaua.
Czytaj także: Białoruś: stanęły kopalnie, druga rafineria i huta
Viber założyło w 2010 r czterech izraelskich oraz białoruskich partnerów: Talmon Marco, Igor Magazinnik, Sani Maroli oraz Ofer Smocha. W 2014 roku japońska firma Rakuten kupiła Viber za 900 milionów dolarów.