To nie Antoni Macierewicz lubi teorie spiskowe, to one lubią Antoniego Macierewicza. Po odwołaniu szefa MON widać to wyraźnie, gdyż jak grzyby po deszczu mnożą się fantastyczne hipotezy dotyczące okoliczności jego dymisji. Prawy sektor – jak niektórzy nazywają zwolenników prowadzenia przez PiS najbardziej radykalnej linii – już orzekł, że za dymisją Macierewicza stoją postkomunistyczne służby.

Z kolei radykalni przeciwnicy PiS twierdzą, że to gest bez znaczenia, teatrzyk Jarosława Kaczyńskiego, obliczony wyłącznie na obłaskawienie centrowego elektoratu. Pojawia się też wersja mówiąca o tym, że odwołanie Macierewicza miało być ceną, jaką prezes PiS musiał zapłacić za podpisanie przez Andrzeja Dudę ustaw zmieniających sądownictwo. Tyle tylko że były już szef MON do końca walczył o pozostanie w rządzie, mało tego, odbierając dymisję z rąk prezydenta, nie krył swego wzburzenia, głośno krytykując tych, którzy o niej zdecydowali.

Faktem jest, że zarówno Dudzie zależało na tej dymisji, jak też swoje argumenty miał Jarosław Kaczyński. Trudno też Mateusza Morawieckiego nazwać wielkim fanem byłego szefa MON. Można tylko spekulować, jaką rolę w tych kalkulacjach odegrały nadzieje na polepszenie relacji z UE i USA, a na ile obecne były realne naciski ze strony naszych sojuszników. O tym, że one się pojawiły, upewnia mnie anegdota, którą mi opowiadano, o tym, jak polskie władze gościły delegację amerykańską. Gdy omówiono inne kwestie, ze strony polskiej padło pytanie o możliwość pomocy w wyjaśnianiu katastrofy smoleńskiej. Goście się usztywnili i wyrecytowali formułkę, że wszystko, co było amerykańskim służbom znane, zostało Polsce przekazane. Strona polska odebrała to jasno jako sygnał, że USA nie chcą być wykorzystywane w polskim sporze o Smoleńsk Jest też tajemnicą poliszynela, że Amerykanie zachęcali pół roku temu prezydenta Dudę do zawetowania ustaw sądowych.

USA nie przeniosłyby do Polski swoich żołnierzy, a także dowództwa do Elbląga, gdyby uważali, że Macierewicz jest nielojalny wobec NATO. Na poziomie roboczym Amerykanie – cywilni, jak i wojskowi – współpracowali z Macierewiczem. Można jednak odnieść wrażenie, że uważali go za ideologa, niezbyt groźnego dla losów sojuszu między Polską a USA, ale też niezdolnego do sfinalizowania któregoś z wielkich kontraktów. Fakt, iż zgodzili się na sprzedaż patriotów, ale postawili zaporowe warunki finansowe, może być na to dowodem. Można więc przypuszczać, że sugestie ze strony amerykańskiej przyczyniły się do dymisji szefa MON znacznie bardziej niż „postkomuna".