Po wyborach prezydenckich przypomniałem sobie film o szlachetnej polityce – „Good Night and Good Luck” George’a Clooneya. Dzieło sprzed dwóch dekad od czołówki do tyłówki wypełnione jest idealizmem. Podły senator Joseph McCarthy ponosi klęskę w starciu z dziennikarstwem. Drobiazgowe ujawnianie afer ma sens. Patos nie jest śmieszny.
Polska polaryzacja kończy 20 lat. Walki od początku były bratobójcze
Prawie zalałem się łzami. I ledwo się pozbierałem. Uderzenie nostalgii było mocne. Wtedy, szczęśliwie, zdałem sobie sprawę, że czarno-białe dzieło filmowe ma tyle samo lat, ile Nasza Kochana Polaryzacja. Ach, więc to już wtedy były „stare dobre czasy”! Od razu zrobiło się lżej na duszy. W 2005 roku sierotom po PO–PiS-ie, podobnie jak reżyserowi za oceanem, jeszcze długo się wydawało, że można zamieszkać w fikcji. Tymczasem dokładnie wtedy znaleźliśmy się w polskiej przyszłości.
Czytaj więcej
Stosunek do Ukrainy, relacje z Ameryką, lojalność wobec Unii Europejskiej: do tej pory kluczowe o...
Postkomunizm skonał. Kłótnia pomiędzy dwoma politykami wyznaczyła kurs ojczyźnie na następne 20 lat. Walki od początku były bratobójcze, w czym należy upatrywać źródeł dzisiejszego okrucieństwa. Chodziło przecież o przezwyciężenie więzów krwi, kultury i religii, wreszcie wspólnego języka. Żeby podzielić się na antagonistyczne partie w demokracji, wspinano się na kolejne poziomy bezwzględności.
Najmniejsze różnice wyolbrzymiano do przesady. Aż w końcu przesada stała się regułą. No i demokratyczną potrzebę odmienności zdań po prostu przestano odróżniać od nienawiści. Niemało rodzin się pokłóciło. Podzieliło.