Sędzia krakowskiego Sądu Okręgowego w uzasadnieniu wyroku o zadośćuczynienie, jakiego domagał się były żołnierz wyklęty, napisała, że jego pełnomocnik – adwokat, nie zachował się wobec klienta lojalnie. Dlatego, że domagał się 200 tys. zł (za: trzy miesiące aresztu w stalinowskim więzieniu), tj. kwoty wygórowanej.
A sąd zasądził mu 40 tys. zł.
„Trudna" rekompensata
Maciej Krzyżanowski, ów adwokat, jest zbulwersowany taką „laurką" sądu, i to na papierze, tym bardziej że stalinowskie więzienie było tylko częścią represji, jakie spotkały poszkodowanego, a sam poszkodowany po wyroku powiedział „Rz", że przez 40 lat, aż do 1989 r., musiał się ukrywać ze swoją niepodległościową przeszłością. Po tym wyroku czuje się zaś dodatkowo pokrzywdzony.
Prawnik wskazuje, że kwota zadośćuczynienia była z klientem ustalona wspólnie, a do krzywdy włączyli nie tylko pobyt w więzieniu i tortury 20-letniego wówczas chłopca, ale również to, że nie mógł pójść na wymarzone studia, że trzy lata się ukrywał bez rodziców, a do końca PRL żył w lęku. I to wszystko sąd przyjął jako stan bezsporny w swoim wyroku.
– Sformułowanie o mojej nielojalności wobec klienta jest rażącym przekroczeniem kompetencji sądu. Stawianie tego rodzaju tez w uzasadnieniu, tym bardziej bez żadnej podstawy, naraża mnie jako osobę wykonującą zawód zaufania publicznego na utratę zaufania. To najcięższe oskarżenie, jakie może spotkać adwokata. Trudno oprzeć się wrażeniu, że sędzia szukała jakiegoś uzasadnienia pozamerytorycznego dla zasądzenia niskiej kwoty – mówi mec. Krzyżanowski.