W dotychczasowej kadencji dużą wagę przykładałem do praw człowieka, integracji naszego środowiska i do społecznej roli adwokatury. Coraz więcej członków naszego samorządu dostrzega, jak ważne jest angażowanie się w takie działania – by nie tylko zarabiać na chleb, ale nadawać swojej profesji głębszy sens.
Dla wielu, zwłaszcza młodych adwokatów zarabianie na chleb jest coraz trudniejsze. Czy ma pan jakiś pomysł na to, jak im pomóc?
Ostrzegaliśmy polityków, że totalne otwarcie zawodów prawniczych doprowadzi do takiej sytuacji. Panowało jednak przekonanie, że niewidzialna ręka rynku wszystko ureguluje. Takie samo panowało w Niemczech dziesięć lat temu, potem spotykało się prawników pracujących jako taksówkarze. Niestety, Polacy rzadko uczą się na cudzych błędach.
Ciągle wielu Polaków nie korzysta z pomocy prawnej. Być może jest tu coś do zrobienia dla samorządu.
Podejmujemy pewne działania. Staramy się przekonać firmy ubezpieczeniowe, by wprowadziły ubezpieczenia zapewniające skorzystanie z pomocy prawnika. Niestety, większość nie jest nimi zainteresowana. Prowadzimy też szkolenia z mediacji, negocjacji, arbitrażu. Uruchomiliśmy Centrum Mediacji przy NRA, które prowadzi listę mediatorów, szkoli i przyznaje certyfikaty. To są bowiem nisze, w których mogą odnaleźć się prawnicy. Chcemy adwokatom, także tym młodym, zwrócić uwagę na to, że reprezentowanie klientów w sądzie nie musi być jedynym sposobem wykonywania zawodu.
Ze statystyk samorządu adwokackiego wynika, że co dziesiąta osoba po egzaminie nie rozpoczyna wykonywania zawodu. A osoby zajmujące się rekrutacją mówią o tym, że wynika to m.in. z tego, że część zatrudnia się na etacie. Nie boi się pan, że będzie większy odpływ prawników do samorządu radcowskiego?